Coraz ciaśniej w rodzimym post rocku. Moment fascynacji udanym przeniesieniem światowych wzorców na krajowy grunt już dawno minął. Teraz doczepienie swojego wagonika do lokomotywy o nazwie Tides From Nebula to zdecydowanie za mało, a i sami maszyniści również muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, co dalej. Obecni debiutujący fascynaci instrumentalnych gitarowych wojaży stają przed koniecznością poszukania czegoś więcej. Jeśli im się nie uda, przepadną. Ich muzyka zostanie uznana za typową, wtórną i rok później mało kto będzie o nich pamiętał. Co więcej, przy bieżącym nasyceniu sceny jest to coraz trudniejsze. Przykłady jednak się znajdą. Za sprawą ciężaru i przestrzeni ta sztuka na pewno udała się muzykom gdańskiego Spoiwa. Z kolei wrocławskie Blank Faces także podjęło rękawicę, sięgając po elektronikę. Teraz zaś do tego grona nieśmiało puka również kwidzyńskie Underfate.
To mało znany zespół, dopiero wypływający na szersze wody za sprawą debiutanckiej płyty "Seven". Chociaż, jeśli ktoś ma dobrą pamięć, być może przypomni sobie pewne nagranie zawarte na "Cold Wind is the Promise of a Storm", drugiej z trzech dotychczasowych kompilacji wydanych siłami internetowej społeczności Post-rok.PL. Wówczas, czyli nieco ponad rok temu, niewiele przemawiało za tym, by muzycy Underfate próbowali wnieść do tego gatunku coś więcej, a przynajmniej w obrębie jego rodzimej interpretacji. Bliżej im było raczej do muzycznej ciekawostki z niewielkiego miasta niż grupy, na którą warto zwrócić uwagę w pierwszej kolejności. Coś się jednak zmieniło, a tym czymś okazał się powrót do korzeni post rocka i spojrzenie na niego przez pryzmat jednego z jego ojców, czyli rocka progresywnego.
To był dobry pomysł. Dzięki niemu "Seven" udanie wyróżnia się na tle dość licznej grupy młodych przedstawicieli tej odmiany gitarowego grania. Olbrzymia w tym zasługa współgrania klawiszy i gitary. To one razem lub na przemian prowadzą całość. Co więcej, brzmią na tyle charakterystycznie, że miejscami kojarzą się, bądź przypominają, zarówno dokonania Abraxas czy Collage, jak i zagraniczną klasykę gatunku. Z drugiej zaś strony jest tutaj i post rock sam w sobie, a w nim naturalnie wszelkie doskonale znane, a nawet typowe, pomysły i patenty. Mimo to te dwie spokrewnione muzyczne koncepcje uzupełniają się do tego stopnia, że miejscami aż chce się zadać pytanie, co dla czego było potencjalnym punktem wyjścia. Warto jeszcze wspomnieć o warsztacie. By pokusić się na ten muzycznie kazirodczy mariaż, trzeba mieć otwartą głowę i sprawne palce. Muzycy Underfate mogą cieszyć się z jednego i drugiego. Wbrew pozorom na "Seven" każdy z nich daje o sobie znać. Klawisze i gitara to nie wszystko. Sekcja rytmiczna stanowi również zgrany duet. Poza muzyką jest coś jeszcze. To pomysł, koncepcja, myśl przewodnia, czyli coś, co nadaje zebranym dźwiękom głębszy sens. W przypadku "Seven" to historia chłopca budzącego się po 14 latach śpiączki. Mimo że każdy z siedmiu utworów jest instrumentalny, wiąże się z nim konkretny tekst. O czym? Tego dowie się każdy, kto przezwycięży lenistwo i zajrzy do książeczki dołączonej do płyty.
To przyjemna dla ucha, obrazowa i przestrzenna muzyka, udanie wymykająca się schematom powodującym powolne wypalanie się młodej rodzimej post rockowej sceny. Stanie w miejscu oznacza regres, dlatego warto postawić kolejny krok. Za pośrednictwem "Seven" postawili go muzycy, postawić go mogą również fani dokonań rodzimych przedstawicieli gatunku. Słowem, eksperyment udał się, a pacjent żyje i ma się dobrze. Odsłuch całej debiutanckiej płyty kwidzynian znajdziecie tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz