sobota, 27 maja 2017

Minimalizm w cieniu Ślęży

Nad Wisłą lubimy neofolk i jego pochodne. Chętnie sięgamy po płyty chociażby Rome, Death in June, Kratong, Ordo Rosarius Equilibrio, Neutral, Of Wand And The Moon, Death in Rome czy Spiritual Front. Dlaczego więc tak mało jest polskich przedstawicieli gatunku? Poznańskie Outofsight niestety już nie istnieje, a Wojciech Zięba z militarnego Krępulca ma teraz inne sprawy na głowie. Nie słychać również o zakorzenionej w dźwiękowych tradycjach Fonofobii. I może właśnie dlatego najbardziej zainteresowani tak szybko zwrócili uwagę na By The Spirits. Inna sprawa, że mieli ku temu dobrą okazję. Ten jednoosobowy projekt z Dolnego Śląska koncertował dokładnie tam, gdzie w danym momencie powinien.

Photo courtesy of aleksandra burska - photography & visual arts
Opublikowany przez By The Spirits na 14 października 2016


O muzyku stojącym za tym pomysłem nieprzesadnie niewiele wiadomo. Podpisuje się jako Michał K. i niech już tak zostanie. W końcu tutaj znacznie bardziej od personaliów i zawartości teczki interesuje nas muzyka. A ta aspiruje do poziomu kompozycji wymienionych wcześniej grup. Trudno jednak oczekiwać, by nagle jeden człowiek z gitarą i loopami wymyślił więcej niż największe tuzy gatunku, dlatego oryginalności By The The Spirits musiało poszukiwać przede wszystkim przy mikrofonie. I tak też zrobiło. Michał K. potrafi zaśpiewać i choć jeszcze daleko mu do ideału, to barwa jego głosu zapada w pamięci. W końcu to ona wszystko prowadzi. Gitara jest jedynie uzupełnieniem.


Demo, siedmiocalowa epka i split z warszawskimi Skalpami z Drzew - tak wygląda dotychczasowy dorobek By The Spirits. Wbrew pozorom to nie mało, skoro projekt istnieje od nieco ponad roku i dość intensywnie koncertuje. A co z ich zawartością? Wypełnia je przede wszystkim sześciostrunowy minimalizm inspirowany przyrodą, ze szczególnym wskazaniem na Ślężę wymienianą przez samego zainteresowanego. Nazwa również zobowiązuje, dlatego w parze z lasami Dolnego Śląska idzie niemała dawka duchowości. Dźwiękowe emocje, jak to w przypadku takiej odmiany folku, są jednak mocno stonowane. Sednem pozostają przede wszystkim w słowa. Warto więc szeroko otworzyć nie tylko oczy, ale i uszy. 



Rodzi nam się tutaj coś ciekawego, ale nikt, i chyba nawet sam Michał K., nie wie jeszcze, co z tego wyniknie. By The Spirits to wciąż poszukiwania, choć niewątpliwie z dość szybko obranym azymutem. Musimy po prostu zaczekać i wierzyć, że Ślązak wykorzysta dość dużą przychylność i niemały kredyt zaufania, jakimi go obdarzono. Nie zrobiono tego jednak, bo gra oryginalną muzykę. Bynajmniej. Zrobiono tak, bo słychać w nim potencjał do stworzenia takiej muzyki. Przede wszystkim jednak chodzi o zaspokojenie głodu rodzimych przedstawicieli gatunku. W końcu jeśli mamy do wyboru dwóch równorzędnych wykonawców, to mimo wszystko przyjemniej będzie słuchało się tego krajowego.

niedziela, 21 maja 2017

"Masz. Spodoba ci się."

Los bywa przewrotny. Z powodu zapchanej skrzynki mailowej nie dowiedziałem się o warszawskim koncercie nieznanego mi jeszcze wówczas kanadyjskiego Traitrs. Z drugiej jednak strony, gdy nieco później trafiłem do Hydrozagadki na wieczór z Times New Roman, mocno rozrywkowym wcieleniem m.in. z byłym wokalistą Blindead i Neolithic Patrykiem Zwolińskim, wpadłem na szefa warszawskiej wytwórni Alchera Visions, czyli Marcina Krupę. Wymieniliśmy uprzejmości, a po chwili w mojej ręce znalazła się niepozorna płyta z czarno-białą okładką. "Masz. Spodoba ci się." - usłyszałem. Jak się okazało, były to prorocze słowa.

Traitrs / Fot. facebook.com/traitrs

Jeszcze do niedawna mało kto nad Wisłą o nich słyszał. Teraz z pewnością to się zmieni. Nie tylko za sprawą rzeczonego koncertu w klubie Pogłos, ale przede wszystkim dzięki ukazaniu się płyty "Rites and Ritual". Latem 2016 r. album pierwotnie trafił jedynie na kasetę, w praktyce funkcjonując jako cyfrowe wydawnictwo. Alchera Visions zmieniła to, wydając na początku maja pełnowartościowy kompakt. Ukazało się jedynie 250 egzemplarzy, dlatego zaintrygowanym już teraz sugeruję pośpiech. Traitrs to kawałek solidnej, zimnej i w wielu momentach dość energetycznej muzyki. 


Skojarzenia i inspiracje są dość oczywiste, ale trudno by było inaczej, jeśli ktoś decyduje się dziś na takie granie. Pochodzący z Toronto Sean-Patrick Nolan i Shawn Tucker zafascynowali się zimnym, postpunkowym rozdziałem muzyki i postanowili chwycić za instrumenty. Mieli nieco szczęścia, trafiając na dobrze zorientowanego w klimacie lokalnego producenta. W ten sposób nagrali pół godziny pomysłów, które poznaliśmy jako "Rites and Ritual". Przypomina to nieco wyważone zderzenie The Cure (wokale) i A Place To Bury Strangers (muzyka), czyli szanowanej przeszłości z współczesnym podejściem do tematu. To oczywiście uproszczenie, np. na potrzeby rozmowy z kimś, kto nigdy nie słyszał o Kanadyjczykach, ale w jakiejś mierze oddaje to, co słyszymy na płycie. Jest głośno, melodyjnie, momentami nawet piosenkowo i oczywiście przyjemnie zimno.


Wbrew pozorom "Rites and Ritual" to nie wszystko. W tym roku kanadyjski duet wypuścił jeszcze dwie winylowe epki. Jeśli jednak zainteresujecie się o wiele łatwiej dostępnym rzeczonym kompaktem, wystarczy, że sięgniecie po "Speak In Tongues". Nagrania z "Heretic" znajdziecie na krążku w edycji Alchera Visions. Warto poznać, posłuchać i liczyć, że panowie jeszcze kiedyś nas odwiedzą. 

sobota, 13 maja 2017

Słuchając wampira

Michał Turowski to uparty facet. Uparty, z pasją i najwyraźniej budzący zaufanie. Do dziś nie wiem, jakim cudem, ale po 10 latach koncertowania muzycy łódzkich Wież Fabryk to właśnie jemu dali zgodę na wydanie ich debiutanckiej płyty "Dym". A przecież on miał wtedy zaledwie 19 lat! Ale udało się. Tak ruszyła doskonale znana w podziemiu Oficyna Biedota, a teraz z powodzeniem działa również B.D.T.A. - sublabel skupiający się już na elektronice i eksperymentach. Ale Turowski to nie tylko fonografia. To także muzyka. A konkretnie Gazawat, o którym ostatnio nie bez przyczyny zrobiło się dość głośno . 

Gazawat / Fot. Discogs.com
Tu kluczowy był pomysł oraz wyczucie czasu. W listopadzie 2016 r. na kinowe ekrany wchodził film "Jestem mordercą" Macieja Pieprzycy inspirowany historią Zdzisława Marchwickiego, domniemanego „wampira z Zagłębia”. Marchwickiego skazano na karę śmierci za zabójstwa 14 kobiet i usiłowanie zabójstwa kolejnych 7. Sprawa jednak przez lata budziła wiele pytań i wątpliwości. Pewnie już nigdy nie dowiemy się, jak było naprawdę, ale fakty są takie, że na początku roku Michał Turowski wypuścił płytę "Wampir". Album przyciągnął uwagę szalenie dusznym, peerelowskim nastrojem, potęgowanym przez wykorzystanie dialogów z wspomnianego "Jestem mordercą" oraz filmu "Anna i wampir" Janusza Kidawy z 1981 r. Padające tam słowa to czysta groza.



"Wampir" jest przede wszystkim słuchowiskiem. Nawet jeśli nie znamy szczegółów historii, niewiele na tym stracimy. Bardziej chodzi o to, co podpowie nam wyobraźnia i jak nasza głowa połączy ponure dźwięki z wymianą zdań między śledczymi, telefonem męża zaniepokojonego nieobecnością żony czy relacją dziennikarza z sali sądowej. Oczywiście pierwszy na myśl przyjdzie strach. Wyczuwa się go niemal w każdym padającym zdaniu. Rodzą się również pytania, jak ktoś mógł zrobić coś takiego aż tylu kobietom i tak długo pozostawać na wolności. A czy faktycznie seryjnym mordercą był Zdzisław Marchwicki, to już rozważania na zupełnie inną porę dnia lub nocy.


Gdyby nie wykorzystane dialogi, "Wampir" byłby relatywnie przystępną, ale mimo wszystko raczej ginącą w gąszczu podobnych produkcji ambientową płytą. A tak mamy w tym albumie coś, co naprawdę robi różnicę. I to na tyle dużą, że jego fragmenty wykorzystano w słuchowisku "Marchwicki" na antenie radiowej Trójki. Tym albumem Michał Turowski niewątpliwie przyciągnął uwagę zdecydowanie szerszego grona odbiorców. Zarówno na siebie, jak i prowadzoną wytwórnię. Czas pokaże, czy postanowi to wykorzystać, czy uzna, że większe niż zwykle zainteresowanie to ciekawy, ale mimo wszystko jedynie epizod w prowadzonej działalności i dalej bezie szedł własną drogą. Fizyczny egzemplarz "Wampira"znajdziecie katalogu B.D.T.A., zaś cyfrową wersję płyty autor w całości udostępnił za darmo. Szczegóły znajdziecie tutaj.