niedziela, 11 lutego 2018

Zagubione 12 cali

Nie jestem przesądny i nigdy specjalnie nie byłem. Nie przejmuję się czarnymi kotami przebiegającymi przez drogę, nie mam problemu z podaniem ręki w progu. Z kolei szum związany z piątkiem 13 bardziej traktuję jako pomysł mediów wiecznie głodnych tematów niż coś naprawdę wartego uwagi. Nie da się jednak ukryć, że 13 października, a jakże w piątek, w warszawskiej Hydrozagadce działy się pewne cuda. Tego wieczoru na scenie pojawił się powszechnie znany już Lebanon Hanover oraz nieco mniej jeszcze rozpoznawalny, ale również nie po raz pierwszy grający w Polsce, Bleib Modern. A że właśnie Niemcy staną na tych samych deskach 24 marca, to dobry moment, by przytoczyć pewną historię. Myślałem, że panowie z Bleib Modern nie kiwną palcem, a jak się okazało, zrobili znacznie więcej, sięgając nawet do własnej kieszeni. Ale po kolei.  

Stockholm / KLUBB DÖD
Thanks for having us!
Opublikowany przez Bleib Modern na 7 października 2017


Zaraz po wejściu do klubu zajrzałem na stoisko z płytami. W końcu te na koncertach zazwyczaj są tańsze, bo nabywane bezpośrednio od zespołu. Nie ma kosztów wysyłki, nie ma dystrybutorów, sklepów i wszelkich innych pośredników, z których każdy musi zarobić. Dlatego z miejsca wziąłem kompaktowe wydanie "Antagonism" Bleib Modern. Po jakimś czasie dorzuciłem jeszcze wyprzedany już winylowy singiel Lebanon Hanover "Babes Of The 80s". A że chodzenie z tym wszystkim między sceną a barem nie jest zbyt praktyczne, Hydrozagadka była wypchana po brzegi, więc o uszkodzenie czegoś nie było trudno. Dlatego włożyłem wszystko do materiałowej torby i poprosiłem stojącego na merchu naszego rodaka o przechowanie nośników. Nie było problemu. Godzinę później odwiedziłem go raz jeszcze, zwracając się prośbą włożenia do torby dwunastocalowej epki "Dance" Bleib Modern. Jak się okazało, to był krytyczny moment całego wieczoru. 


Po znakomitych obu koncertach, równie dobrym afterze oraz przyjemnych rozmowach z muzykami Bleib Modern i Williamem Maybeline'm z Lebanon Hanover złapałem nocny środek komunikacji i pojechałem do domu. W drodze zajrzałem do torby. Nie było w niej winyla Bleib Modern. Hipotezy były różne. A to nieuwaga, a to zbyt częste wizyty w barze. W zasadzie chodziło nie tyle o, jak się wówczas wydawało, bezproduktywnie puszczony banknot z wizerunkiem Kazimierza Wielkiego, co raczej o stratę niedostępnego już nośnika z naprawdę dobrą muzyką. Była złość, było rozczarowanie, ale i iskierka nadziei. Następnego dnia i tak miałem wrócić do Hydrozagadki na koncert Belgrado i PAST. Może ktoś coś widział, może ktoś coś słyszał. Może.


Po wejściu do popularnego Hydro, zagadałem sympatycznie wyglądającą dziewczynę z baru, zapamiętaną z poprzedniego wieczoru. Sama nie wiedziała nic o zagubionym winylu, ale obiecała, że popyta. Pytała, jednak nikt niczego nie zauważył. Trudno. Zamówiłem butelkę lekko gazowanego płynu i poszedłem zobaczyć, jak do występu szykują się muzycy warszawskiego PAST. I w pewnym momencie zobaczyłem znajomą twarz. Był to gość, który dzień wcześniej stał na stoisku z płytami Lebanonu i Bleib. Podszedłem, powiedziałem, co się stało. Odparł, że faktycznie zespół znalazł tego winyla i nikt nie wiedział, czyja to własność (tego wieczoru sprzedano wszystkie egzemplarze), więc ostatecznie muzycy zabrali go ze sobą. Minutę później już zająłem się pisaniem wiadomości do zespołu na popularnym niebiesko-białym serwisie. Odpisał kilka dni później.

Epka "Dance" Bleib Modern  /  Fot. Kamil Mrozkowiak
Trwało to niemal dwa miesiące, ale płyta ostatecznie trafiła w moje ręce. I co miłe, muzycy nie poruszyli tematu kosztów wysyłki. A w zasadzie nie podjęli poruszonego przeze mnie wątku. Poprosili jedynie o adres i na początku grudnia w skrzynce pocztowej znalazłem awizo. Zrobili coś, czego nie musieli robić i za co mają mój dozgonny szacunek. Dopiero po wszystkim powiedziałem im, czym się zajmuję i podziękowałem, wysyłając linki do odsłuchów audycji, w których prezentowałem ich muzykę. A kto w końcu popełni błąd i dlaczego zgubiłem tę płytę? Wina, jak zawsze zresztą, leży pośrodku. Nasz rodak na merchu nie włożył jej do torby, którą wcześniej oddałem mu pod opiekę. Ja z kolei tego nie dopilnowałem. Inna sprawa, że przecież facet nie mógł narzekać na brak zajęcia, więc w wirze wymiany plastiku i bawełny na banknoty coś mogło mu umknąć. Słowem, nauczka na przyszłość. Inna rzecz, że zrezygnowany miałem już na wszystko machnąć ręką, ale ostatecznie posłuchałem kilku osób zachęcających mnie do podjęcia tematu, za co teraz im dziękuję. Upór jednak popłaca.