piątek, 30 września 2011

Jubileusz warty wspomnienia

Dziś Corruption kojarzone jest raczej z Warszawą niż Sandomierzem, w którym powstało, i szalonym stoner rockiem, a nie death czy doom metalem, w których tkwią historyczne korzenie zespołu. A jako że w kwietniu tego roku upłynęło 20 lat od założenia tej grupy, co też 4 października muzycy uświetnią specjalnym koncertem, tym bardziej warto przypomnieć, że swego czasu Corruption zaliczało się do grona rodzimych przedstawicieli szeroko rozumianego klimatycznego grania.

Fot. Arch. zespołu
O ile wydawnicze początki zespołu pozostają ścisłe związane z death metalem, o tyle w pewnym momencie muzycy znaleźli się pod wpływem m.in. Anathemy oraz My Dying Bride i postanowili zagrać równie ciężko, choć już zdecydowanie wolniej, czego efektem była debiutancka, wydana w 1996 r. i to po dwuletnim oczekiwaniu, płyta "Ecstasy". Na album trafiło niemal 70 minut surowego i melodyjnego doom metalu, urozmaiconego o brzmienie klawiszy, skrzypiec, a nawet akordeonu. Jak czas pokazał, było to pierwsze i zarazem ostatnie tego typu wydawnictwo w historii grupy. Płyta została doceniona nie tylko w Polsce, ale i na Zachodzie, gdzie była dostępna dzięki dystrybucji holenderskiej DFSA Records. Później zaś zmieniali się muzycy i siłą rzeczy zmieniła się również muzyka, czego efektem było zwrócenie się zespołu w stronę stonerowego grania, czyniąc tym samym Corruptiom prekursorem takich dźwięków w naszym kraju.

Fot. Arch. zespołu
W najbliższy wtorek, tj. 4 października, w warszawskim Hard Rock Cafe muzycy Corruption zagrają urodzinowy koncert w towarzystwie Virgin Snatch, Leash Eye, S.N.OW, Hellectricity oraz specjalnie zaproszonych i dobrze Wam znanych gości. Jednak zanim wybierzecie się na to wydarzenie, wspomnijcie lub posłuchajcie po raz pierwszy, jak 15 lat temu brzmieli jubilaci. Z tamtego składu w szeregach zespołu pozostała już tylko sekcja rytmiczna, basista Anioł i perkusista Melon, nota bene współzałożyciele zespołu.   

wtorek, 27 września 2011

Za dużo na artykuł, za mało na biografię

Gdy sięgamy po książkę, tym bardziej samodzielnie zakupioną, mamy wobec niej pewne oczekiwania. W zależności od nastroju chcemy, by jej lektura nas zaciekawiła, rozśmieszyła, zwróciła uwagę na pewne problemy lub po prostu poszerzyła naszą wiedzę na dany temat. Czasem jednak jest inaczej i zadajemy sobie pytanie, czy oczekiwaliśmy za dużo, czy może zwyczajnie w nasze ręce trafiło coś przeciętnego.
Jak z dumą głosi wydawca, "Type O Negative - Piotr Wielki i cała reszta" to pierwsza polska biografia tej legendarnej już grupy. Jej autorem jest Tomasz Jeleniewski, z całą pewnością będący zagorzałym fanem zespołu, co też daje o sobie znać w treści książki. Ale czy na pewno ta pozycja zasługuje na miano biografii? Sęk w tym, że cały tekst autor oparł niemal wyłącznie na artykułach prasowych oraz internecie. Jeśli zatem ktoś z Was zwykł swego czasu czytać prasę muzyczną taką jak Metal Hammer, Mystic Art, Thrash'Em All, Morbid Noizz, Tylko Rock i Teraz Rock, to z tej książki nie dowie się absolutnie niczego nowego. Będzie miał prawo uznać, że ma przed sobą znane już wypowiedzi prasowe poszerzone o wiedzę dostępną absolutnie każdemu, bez konieczności nabywania tej pozycji.

Fot. Arch zespołu
Krytykować jest łatwo i wierzcie mi, że w tym przypadku czynię to niechętnie, ale gdy w księgarni widzimy taką książkę stojącą na półce w odpowiednim dziale, to mamy prawo oczekiwać czegoś więcej, jak np. bieżących rozmów z muzykami, w tym przypadku zwłaszcza po śmierci Petera Steela. A tak w nasze ręce trafia pozycja licząca sobie zaledwie 182 strony, w których niestety nie da się zamknąć tak bogatej historii Type O Negative. Co więcej, książka jest niezwykle uboga w zdjęcia. Nie znajdziemy w niej niczego poza dobrze znanymi fotosami, które promowały poszczególne wydawnictwa. Można odnieść wrażenie, że ta "biografia" została napisana na wprędce, a pomysł na nią pojawił się po odejściu lidera zespołu. Szkoda.
Na szczęście "Type O Negative - Piotr Wielki i cała reszta" ma kilka zalet, dzięki którym ta skromna, a raczej uboga, pozycja może okazać się cennym nabytkiem dla osób, które z historią grupy zetknęły się niedawno lub kojarzą zespół, ale nigdy nie poznały jego dokonań. Otóż autor w bardzo przystępny, transparentny sposób przedstawił bogatą dyskografię Amerykanów, uwzględniając wszystkie pomniejsze wydawnictwa, takie jak single, kompilacje, ścieżki dźwiękowe do filmów oraz płytę nagraną w hołdzie Type O Negative. Szczegółowemu zestawieniu zostały również poddane teledyski oraz opracowania utworów innych wykonawców zarejestrowane przez wspomnianych muzyków. Każda zaś płyta została opatrzona osobnym komentarzem, z uwzględnieniem opisów poszczególnych utworów. To jednak wszystko. Zatem jeśli znacie historię zespołu, pamiętacie, jak ukazywały się jego plyty, to wiedzcie, że są lepsze sposoby zainwestowania 20 złotych.

sobota, 24 września 2011

Muzyka w kolorze bordeaux

Jeśli w ubiegły poniedziałek nie zraziła Was późna pora i dotrwaliście do ostatnich minut naszego spotkania, usłyszeliście "Bordeaux", tytułowe nagranie z nowej płyty Closterkeller. Ta niezapowiedziana premiera wynikała z nieco zaskakującego faktu wejścia przeze mnie w posiadanie egzemplarza tegoż albumu zaledwie trzy godziny wcześniej. Dlatego też w ostatniej chwili zdecydowałem się na tę swoistą muzyczną niespodziankę, której to ciąg dalszy usłyszycie w najbliższych Melodiach.

Fot. Katarzyna Tyśnicka
Dziewiąta studyjna płyta zespołu cieszy przede wszystkim tym, że pozostaje kolejnym krokiem na przód w stosunku do wydanego dwa lata temu "Aurum". To dopracowane i kompletne wydawnictwo, na którym po prostu słyszymy dobrze nam znany Closterkeller, ale za to w formule, którą śmiało można uznać za najciekawszą ze wszystkich dotychczasowych płyt zespołu, a te przecież do przeciętnych nie należą. "Bordeaux" to ponad 70 minut muzyki, na którą składają się pełne barw i ich wszelkich odcieni zarówno krótsze piosenki jak i dłuższe, rozbudowane utwory, spośród których kilka ma szanse na stałe znaleźć się w koncertowym repertuarze zespołu. Dlaczego? Włącznie radio w poniedziałek o północy, a usłyszycie dowód na tak postawioną tezę.


środa, 21 września 2011

Schody donikąd

Gdy w marcu tego roku dotarła do mnie informacja o wznowieniu działalności Asgaard i zapowiedź nowej płyty zespołu, cieszyłem się bardzo z powrotu jednego z ciekawszych przedstawicieli rodzimej sceny klimatycznej. Jednak jak się okazało, na album "Stais to nowhere" będziemy musieli jeszcze nieco poczekać.
„To zdecydowanie najbardziej dojrzałe, najbardziej kompleksowe dzieło autorstwa Asgaard. Bogactwo dźwięków dosłownie poraża. Nie twierdzę, że jest to płyta w dyskografii tego zespołu najlepsza. Jest po prostu inna... Totalnie inna!!! Chociaż nie brak tutaj elementów bardzo dla Asgaard charakterystycznych, ‘Stairs to nowhere’ bez wątpienia będzie ogromną niespodzianką zarówno dla starych, jak i nowych fanów zespołu”.
                                                                 Przemysław Olbrycht

Fot. Arch. zespołu
Obecnuie trwają prace nad miksami nowego albumu. Nie wiadomo jeszcze komu zostanie powierzony jego mastering. "Stais to nowhere" ukaże się późną jesienią nakładem rodzimego Icaros Records.

poniedziałek, 19 września 2011

Noc z nową płytą Anathemy

Jak sami z pewnością dobrze pamiętacie, anonsując polską premierę nowego wydawnictwa Brytyjczyków, nie kryłem niemałych wątpliwości co do pomysłu ponownego nagrywania starszych nagrań i tym samym  zmiany ich aranżacji z doom metalowej na współczesną, już rockową. Sceptycyzm tyczył się nie tylko kompilacji "Falling Deeper", ale i tego typu albumów samych w sobie. Dziś po północy wspólnie przekonamy się, czy przyszło mi być fałszywym prorokiem, czy może jednak moje wieczne malkontenctwo było czymś więcej niż wrodzoną wadą. Do usłyszenia.

czwartek, 15 września 2011

Pomóż byłemu muzykowi 1984

U Macieja Miernika, basisty, kompozytora i realizatora dźwięku, wykryto nowotwór układu krwionośnego. Leczenie jest bardzo kosztowne, dlatego jego przyjaciele i zarazem dobrze Wam znani muzycy apelują o pomoc.

Fot. Arch. zespołu
"Wszyscy znajomi Maćka Miernika! Maciej jest poważnie chory, przeszedł ciężką operację kręgosłupa, być może trzeba będzie zrobić przeszczep szpiku, leczenie jest mega kosztowne! Proszę was wszystkich o pilne wsparcie finansowe dla Maćka- jakim jest wspaniałym facetem wszyscy wiecie, walczmy o jego życie! Podaję nr konta żony w Polsce: Adriana Miernik, City Handlowy 661030 0019 0109 8510 0040 7470, lub w USA konto Maciej Miernik, Polish & Slavic Federal Credit Union, Nr banku ABA 226082022, nr konta 1072104. Pomóżmy mu pokonać chorobę! Pokażmy, że bycie znajomym na Facebook to coś więcej niż wirtualna zabawa. Liczy się każdy dzień i każda pomoc".
                                                                              
                                                         Bodek Pezda, Agressiva 69 

By zebrać niezbędne fundusze, zaprzyjaźnieni muzycy zorganizowali także dwa specjalne kocnerty. Pierwszy z nich odbędzie się 23 września w rzeszowskim klubie Od Zmierzchu Do Świtu, drugi zaś 15 października w warszawskiej Stodole. Co więcej, planowanie jest również wydanie specjalnej płyty z archiwalnymi nagraniami rzeszowskich zespołów nowofalowych z lat 80. Wydawnictwo powinno już być dostępne podczas koncertu w Warszawie. Łącznie w obu miastach wystąpi kilkanaście zespołów, w tym m.in. Made in Poland, 1984, Variete, Aurora, Aya RL oraz Wilki.

poniedziałek, 12 września 2011

Upór popłaca

Stricte doom metalowych płyt od wielu już lat w Polsce ukazuje się tak mało, że w zasadzie każde kolejne tego typu wydawnictwo jest bardzo skrupulatnie odnotowywane przez wąskie grono sympatyków gatunku. Ci zaś z niepoprawnym wręcz sentymentem, co wielu wytyka także i mnie, nieustannie wracają do okresu świetności tej muzyki, nie chcąc tym samym pogodzić się z faktem, że w naszym kraju jest ona niemalże martwa. Jednak to dzięki właśnie takim ludziom, tym nielicznym zapaleńcom, by nie powiedzieć maniakom, ten kaganek pogrzebowego grania jeszcze jakoś się tli.


W 2007 r., po pięciu latach starań, Arkadiuszowi Młyńcowi z rodzimego, prawdopodobnie już nieistniejącego, Foreshadow Music udało się doprowadzić do wydawania dwupłytowej kompilacji "Entering The Levitation: A Tribute To Skepticism", będącej hołdem złożonym fińskim pionierom funeral doom metalu. O tym wydawnictwie, nawet po tak długim czasie, jaki upłynął od jego premiery, warto wspomnieć nie tylko z powodu rzeczonego już fonograficznego doomowego ubustwa w naszym kraju, ale przede wszystkim niezwykle pochlebnym recenzjom, które ta płyta zebrała w najróżniejszych zakątkach świata. A te zaś ściśle wiążą się z muzyką, która na nią trafiła.

Fot. Arch. zespołu
Na dwóch kompaktach znalazło się dwanaście opracowań utworów Finów przygotowanych m.in. przez muzyków ze Stanów Zjednoczonych, Szwecji, Portugalii, Bułgarii, Polski za sprawą warszawskiego Oktor, i naturalnie Kraju Tysiąca Jezior. Niemal wszyscy z nich, co stanowi o sile tego wydawnictwa,  nie nagrywali byle kopii znanego już utworu, lecz starali się samodzielnie interpretować dokonania Skepticism przez pryzmat komponowanej na co dzień muzyki. A że ta brew pozorom jest dość różnorodna, efekt końcowy należy do bardzo udanych. I tak obok klasycznej już dla gatunku ściany dźwięku możemy usłyszeć zarówno melancholię wyrażoną spokojnym, melodyjnym graniem, jak i nieprzebraną przestrzeń i chłód Północy uchwycony ambientowymi pejzażami i dźwiękami kantele, czego też fragment znajdziecie poniżej. Niewiele jest w Polsce takich płyt, jak wspomniałem wcześniej, i tylko od Waszego wsparcia zależy, czy doczekamy się jeszcze podobnych wydawnictw.

CD 1

1. NEST - The Gallant Crow
2. SHROUD OF BEREAVEMENT - Forge
3. SHAPE OF DESPAIR - Aether
4. WHY ANGELS FALL - Shred of Light, Pinch of Endless
5. CORPUS OMNI DOMINI - The Rising of the Flames
6. OKTOR - The Organium

CD 2

1. AARNI - Untitled
2. MONOLITHE - Edges
3. CALMSITE - Towards My End
4. RIGOR SARDONICOUS - Chorale
5. DARKFLIGHT - The Raven and the Backward Funeral
6. IT WILL COME - The Falls

wtorek, 6 września 2011

Efekt cieplarniany

Zamiast nieustannie narzekać na tak znikomą liczbę płyt i singli, jaka pozostała po szczytowych osiągnięciach rodzimych przedstawicieli zimnej fali lat 80., warto pamiętać, że na obecnej scenie również powstają i, co najważniejsze, z powodzeniem działają spadkobiercy i kontynuatorzy tamtego okresu. Nie są to grupy pokroju tych, o których polskie media chciałyby mówić na lewo i prawo, dlatego tym bardziej zaręczam Wam, że będąc sympatykiem nowofalowych brzmień warto ich poznać. Ta muzyka po prostu na to zasługuje,  a dowiodła tego chociażby debiutancka płyta rzeszowskiej Cieplarni. 


Cieplarnia to projekt, który zrodził się z sentymentu do muzyki nowofalowej, tworzonej w połowie lat 80. Pochodzimy z Rzeszowa - miasta, które dwie dekady temu było zagłębiem zespołów prezentujących podobną stylistykę. Nasz cel to odtworzenie klimatu tamtych lat, zapomnianych brzmień i harmonii. Unikamy udziwnień i silenia się na "nowoczesność". 

Tak piszą o sobie sami muzycy i trzeba przyznać, że powyższe słowa, jak dotąd, w pełni udaje im się zmienić w czyn. Nagrana przez nich płyta "Przebudzony" to niezwykle sentymentalna, ale jak najbardziej w dobrym tego słowa znaczeniu, muzyczna podróż do czasów świetności zimnej fali. Co więcej, nie jest to byle kopia dokonań polskich legend gatunku, lecz względnie świeże, jak na nieco archaiczny charakter samej muzyki, spojrzenie na tę mocno zmarginalizowaną dziś odmianę rocka. Muzycy dołożyli wszelkich starań, by ich utwory zabrzmiały tak, jak te nagrywane 25 lat temu i trzeba przyznać, zasłużenie mogą mieć powody do dumy. W zasadzie ich debiutancki album jest czymś w rodzaju wydawnictwa fanów dla fanów. Słychać wyraźnie, że wychowywali się na tej muzyce i postanowili do niej wrócić, już nie tylko za sprawą adaptera czy odtwarzacza płyt kompaktowych. 

Dobrze, że w tym kraju powstają jeszcze takie dźwięki i że nadal znajdują się osoby, które chcą je komponować i nagrywać nie tylko dla siebie, ale i dla tej wąskiej grupy sympatyków gatunku. Sięgnijcie po debiut Cieplarni i cierpliwie czekajcie na wiosnę przyszłego roku, gdy w nasze ręce powinien trafić drugi album zespołu. Miejmy nadzieje, że muzycy sprostają oczekiwaniom. Wszak te po ukazaniu się "Przebudzonego" mają prawo być duże.

sobota, 3 września 2011

Czekając na debiut

Pisanie i opowiadanie o muzyce to prawdziwa przyjemność. Jest ona tym większa, gdy w moje ręce trafiają materiały demo mało rozpoznawalnych lub zupełnie nieznanych rodzimych wykonawców. Wówczas raz jeszcze mam szansę poznać coś nowego, ciekawego, a następnie podzielić się z Wami tym, co znalazło się na tej zazwyczaj niepozornej płycie cd-r, by następnie spróbować przekonać Was do tego, byście nigdy nie tracili wiary w polskich muzyków. A tego, że warto obdarzać ich zaufaniem, poświęcając własny czas i niekiedy środki, dowodzi chociażby opolskie Naked On My Own. 

Fot. Arch. zespołu
To solowy projekt Jarka Leśkiewicza, byłego muzyka Echoes of Yul. Projekt, który pomimo niemal jedenastu lat istnienia, wciąż pozostaje jedynie w sferze nagrań demo. A szkoda to wielka, gdyż muzyka powstała pod tym szyldem jest niejednoznaczna i nieszablonowa. Sięgając po kolejne nagrania, nie jesteśmy w stanie przewidzieć pomysłów kompozytora. Czasem to post rock, czasem muzyka garażowa, czasem shoegaze, a momentami jeszcze coś zupełnie innego lub wypadkowa wspomnianych etykiet. Jednak abstrahując od wszelkich umownych podziałów, najważniejsza w tych dźwiękach jest autentyczność. Wyraźnie słychać osobistą nutę autora. To sprawia, że miejscami jest bardzo sentymentalnie, może nawet naiwnie, ale za to szczerze. I chociażby dlatego warto temu projektowi dać szansę i wiedzą o jego muzyce podzielić się ze znajomymi. 

Fot. Arch. zespołu
W dziale MP3, których warto posłuchać znajdziecie trzy nagrania udostępnione przez samego kompozytora. Wspierajcie rodzimych niezależnych twórców, gdyż po prostu warto. Bez Waszej pomocy będzie im jeszcze trudniej zaistnieć. Zwłaszcza w tym kraju.