niedziela, 23 lipca 2017

Kazanie baptysty u ewangelika

Nie, nic z tych rzeczy. Zapomnijcie o religii. To wciąż strona poświęcona muzyce. Jednak w tym przypadku ciekawe zrządzenie losu, gra słów i 70 minut koncertu sprawiły, że pozwoliłem sobie na te pseudo szarady. Nieco ponad tydzień temu amerykańsko-niemiecki Frank The Baptist zagrał na małej scenie tegorocznej edycji Castle Party w byłym kościele ewangelickim. Zagrał i porwał publiczność. Był to jeden ze zdecydowanie najlepszych gitarowych koncertów, które niedawno odbyły się w Bolkowie. 


Gwoli ścisłości. Po pierwsze, panowie grali już w Polsce. Po drugie, są doskonale znani krajowym znawcom gatunku. A po trzecie? Nie ma po trzecie. Niech wystarczy sama muzyka. Jest pełna energii, melodii i bardzo skutecznie wymyka się jednoznacznym klasyfikacjom. Można mówić, że to death rock, że dark rock, że  „alternatywne” granie. Tylko po co? Lepiej dać się porwać, bo potencjał tej muzyki jest naprawdę duży. Frank Vollmann ma znakomity głos, a muzycy głowę do chwytliwych zagrań. Chce się czy nie, na koncercie i tak tupie się nogą. I to w najgorszym razie tylko nogą.


Jak dotąd Baptyści nagrali cztery regularne płyty, z których, co ciekawe, trzy wydała austriacka Strobelight Records, kojarzona w Polsce m.in. z wypuszczenia genialnego debiutu naszego Miquel And The Living Dead. Choć mówiąc „muzycy”, trzeba mieć na myśli przede wszystkim Franka Vollmanna, który dobierał sobie pozostałych członków zespołu, zarówno za czasów działania w Stanach, jak i teraz w Berlinie, do którego przeniósł się 2006 r. A płyty? Debiutancka "Diffrent Degrees of Empty" (2003) oraz wydana rok później "Beggars Would Ride" to dość surowe, przeciętnie wyprodukowane, ale mimo wszystko ciekawe granie ze szpadlami pracowników zakładu pogrzebowego w tle. Natomiast dwa kolejne, „berlińskie” krążki „The New Colossus” (2007) i „As The Camp Burns (2015)” to nowe wcielenie Franka. Takie, jakie znamy teraz. Przebojowe, skoczne, ale wciąż bliskie korzeniom zespołu. Po prostu zdecydowanie lepiej brzmiące. To od nich warto zacząć lekturę kazań Franka Baptysty, o ile wcześniej nie mieliście tej okazji. Na długo zapadną Wam w pamięci.  
     

Na poparcie tego, co napisałem wyżej, dodam, że dzień po koncercie Frank The Baptist na polu namiotowym dostrzegłem rozerwaną podeszwę jednego ze swoich wojskowych butów. Nie byłem przesadnie zaskoczony. To, co działo się w byłym kościele, w pełni to uzasadniało. Przy okazji pozdrawiam życzliwe dusze, dziękując jednej za butapren, a drugiej za taśmę klejącą. Podziałało.

wtorek, 4 lipca 2017

Do usłyszenia wkrótce

Najwyższy czas spakować się i wyjechać jak najdalej. By odpocząć, przewietrzyć głowę i wrócić z kilkoma nieznanymi wcześniej płytami. Dlatego na pewno 10 i  najpewniej 17 lipca nie będzie mnie w studiu przy Bednarskiej. Nie oznacza to jednak, że zostawię Was bez Melodii. Audycje są już nagrane. Pozostaje zatem liczyć na precyzję dyżurującego akurat realizatora. W odpowiednim czasie programy trafią również do działu Odsłuch archiwalnych audycji. Po powrocie uzupełnię także brakujące playlisty minionych audycji. Z góry dziękuję za cierpliwość i do zobaczenia na dworcach, w pociągach, autobusach i na pewnym polu namiotowym. 

Fot. Kamil Mrozkowiak