Czasem odnoszę wrażenie, że im dalej na północ Stanów Zjednoczonych, tym bardziej brutalne granie z ciepłej Florydy ustępuje miejsca black metalowi z o wiele mniej przyjaznych i surowszych zakątków, za którymi leży już tylko kanadyjska granica. Więcej lasów, więcej gór to i muzyka śmierci wydaje się mieć nieco mniej do wiedzenia. Klimat sprzyja, zatem łatwiej odziać się w skórę i żelazo, a i corpse paint tak szybko nie spłynie. Pozostają oczywiście mocno ortodoksyjne wyjątki jak np. Kult ov Azazel właśnie z rzeczonej Florydy czy teksańskie Black Funeral, ale sądzę, że w tym lekko prześmiewczym uproszeniu mimo wszystko coś jest. W końcu trochę trudniej wyobrazić sobie skąpanych w południowym słońcu muzyków chociażby Agalloch, Ghost Bath, L'Acephale czy Ceremonial Castings. Podobnie jest z Obsequiae. Od kiedy panowie zostawili za plecami nazwę Autumnal Winds i wyciągnęli właściwe wnioski, z powodzeniem zdobywają atencję fanów melodyjnej czerni.
Tu wszystko jest jasne, bo nie ma też czego ukrywać. Zapomnijcie o oryginalności i spróbujcie zrozumieć Amerykanów mentalnie wciąż chodzących na koncerty w latach 90. i kupujących wydawane wówczas płyty. Rotting Christ, wczesna Katatonia, stare dobre Amorphis, Tormentor, Abigor czy Samael to tylko wybrani z licznego grona klasyków europejskiego grania, do których muzycy jawnie się odwołują. Grają w otwarte karty i trzeba przyznać, że grają całkiem umiejętnie. Przez lata przeciętnych pomysłów w Autumnal Winds szlifowali umiejętności sensownego uderzania w werbel, przebierania palcami po gryfach i odpowiedniego ustawienia skrzeczącego głosu. Efekt jest taki, że nie hałasują zbyt oryginalnie, ale przyciągają uwagę przede wszystkim bardzo wiernym odtworzeniem klimatu sprzed 20 lat. Jest szalenie melodyjnie, energicznie i nastrojowo. Są przede wszystkim emocje, które przypomni sobie każdy szukający podobnych wrażeń w ostatniej dekadzie minionego wieku. Kopiści? Owszem, ale całkiem udani.
Jak dotąd panowie nagrali demo i dwie płyty. W zasadzie im dalej w las, tym brzmi to ciekawiej. W rezultacie wydane w ubiegłym roku "Aria of Vernal Tombs" odbiło się echem również w Europie, w której Amerykanie zasłuchali się aż do bólu. W zasadzie grają i noszą się tak, jakby stylistycznie zawdzięczali jej absolutnie wszystko. To prawda, że w tym miejscu powinny przemawiać przez nas pobłażliwość i lekko ironiczny uśmieszek, ale z drugiej strony ta muzyka tak bardzo przypomina bezpowrotnie minione czasy, do których co poniektórzy tak rzewnie wzdychają, że śmiało można przymknąć i oko i ucho.
By było jasne. Obsequiae to przede wszystkim ciekawostka z drugiej strony Oceanu. Poza nieustannie kultywowanym sentymentem panowie niewiele mają do zaoferowania. Niemniej są na tyle sprawni, że wielu znajdzie w ich muzyce to, czego akurat może szukać, a co dziś nie jest tak powszechne jak kiedyś. Niewątpliwie podróż w czasie. Dla świadomych słuchaczy raczej w obie strony.
Jak dotąd panowie nagrali demo i dwie płyty. W zasadzie im dalej w las, tym brzmi to ciekawiej. W rezultacie wydane w ubiegłym roku "Aria of Vernal Tombs" odbiło się echem również w Europie, w której Amerykanie zasłuchali się aż do bólu. W zasadzie grają i noszą się tak, jakby stylistycznie zawdzięczali jej absolutnie wszystko. To prawda, że w tym miejscu powinny przemawiać przez nas pobłażliwość i lekko ironiczny uśmieszek, ale z drugiej strony ta muzyka tak bardzo przypomina bezpowrotnie minione czasy, do których co poniektórzy tak rzewnie wzdychają, że śmiało można przymknąć i oko i ucho.
By było jasne. Obsequiae to przede wszystkim ciekawostka z drugiej strony Oceanu. Poza nieustannie kultywowanym sentymentem panowie niewiele mają do zaoferowania. Niemniej są na tyle sprawni, że wielu znajdzie w ich muzyce to, czego akurat może szukać, a co dziś nie jest tak powszechne jak kiedyś. Niewątpliwie podróż w czasie. Dla świadomych słuchaczy raczej w obie strony.