poniedziałek, 29 stycznia 2018

Piękne, zimne, ale zupełnie niepraktyczne

Swego czasu dałem sobie spokój z pornografią. W końcu ile można? Zwyczajnie zaczęła mnie nudzić. Nudzić zaczął mnie również serialowy tasiemiec z pornografią przez duże "P", czyli czekanie na wznowienie debiutanckiej taśmy tej zasłużonej grupy. W 2014 r. Requiem Records z pompą zapowiedziało reedycję jedynego i pierwotnie wypuszczonego wyłącznie na kasecie debiutu łodzian. W zasadzie od kiedy nad Wisłą mamy powszechnie dostępny internet, chałupnicze, tj. pirackie, kopie "1989-1990" krążyły po polskiej sieci, wzbudzając sentyment za rodzimym zimnym graniem początku lat 90. Sentyment rodzący jednocześnie pytania, czy ktoś w końcu profesjonalnie pochyli się nad tym ważnym wydawnictwem. Ostatecznie pochylił się, choć na spełnienie obietnicy wydawcy czekaliśmy aż trzy lata.

Fot. Kamil Mrozkowiak
W zasadzie Łukasz Pawlak z Requiem Rec. zafundował nam nie tyle wznowienie krążka, co raczej album fotograficzny, na którego końcu znajdujemy dodatek w postaci wyczekiwanej płyty. Czarno-białych, bardzo dobrych zresztą,  zdjęć muzyków m.in. z prób, koncertów i trasy po komunistycznej jeszcze Czechosłowacji jest ok. 40. Po latach jeszcze większym smaczkiem pozostaje fakt, że ich autorem jest Wojciech Smarzowski. Tak, ten od "Domu złego", "Wesela", "Róży" czy "Drogówki". Choć osobiście polecam jeszcze debiutancką "Małżowinę" sprzed 20 lat, w której główną rolę zagrał Marcin Świetlicki. Wracając jednak do Pornografii, na zdjęciach Smarzowski świetnie pokazał również Anję Orthodox. Były to czasy sprzed debiutu Closterkeller, możemy więc mówić, że kontrowersyjny reżyser miał również wkład w uwiecznianie dorobku rodzimej sceny przełomu lat 80 i 90. A to naprawdę dobre fotografie. Miejscami zimne i ascetyczne jak muzyka Pornografii.

Fot. Kamil Mrozkowiak

Co ciekawe, najzimniejszego utworu nagranego podczas sesji "1989-1990" nie było do tej pory na taśmie. Kaseta kryła dziewięć nagrań, ale teraz na kompakcie jest dziesięć. Jako bonus słyszmy "Do prostego człowieka", czyli utwór napisany do ponadczasowego tekstu Juliana Tuwima. To zarazem kompozycja z ciekawą historią, którą 22 stycznia w Waszej obecności opowiedział mi sam Tytus de Ville. Warto poznać ten utwór i kulisy jego powstania.

Rozmowa z Tytusem de Ville, gitarzystą i wokalistą Pornografii, na temat wznowienia.



Wznowienie cieszy więc nie tylko uszy, ale i oczy. Choć nie sposób nie zwrócić uwagi na kilka jego wad. Po pierwsze, forma wydania jest szalenie niepraktyczna. Biorąc je do ręki, trzeba uważać, by nie wyrwać albumu z łączących strony zszywaczy. Papier jest bardzo wrażliwy na przewracanie kartek i zanim się obejrzycie, pierwsza strona będzie naddarta. Co więcej, niefortunnie dobrano również gatunek albumowej celulozy. Owszem, wygląda dobrze, wydrukowane na nim zdjęcia prezentują się wręcz znakomicie, ale wszędzie zostają ślady naszych palców. Szkoda.          

Fot. Kamil Mrozkowiak
Saga wznowienia "1989-1990" zapadnie mi w pamięci również z jeszcze jednego powodu. To jeden z nielicznych przypadków, gdy na temat danej premiery rozmawiałem dwa razy. Nic w tym dziwnego? A jednak. Pierwsza rozmowa z Tytusem de Ville odbyła się w grudniu 2014 r., a druga nieco ponad trzy lata później. Najpierw słyszymy podekscytowanie idące w parze z odbywającymi się już koncertami, a teraz wyraźnie przygaszony uśmiech, niemo krzyczący "szkoda, że nie wcześniej".  Mimo wszystko zachęcam do nadstawienia ucha w obu przypadkach. Tytus jest pozytywną gadułą, więc sypał anegdotami jak z rękawa, zdradzając wiele ciekawych informacji, których nie znajdziecie w notkach  o zespole i większości wywiadów. Wystarczy wspomnieć o lejach po bombach na planie teledysku do "Drzew" czy odkryciu przez Tytusa w latach 80. niejakiego basisty Krzystofa Najmana, późniejszego muzyka Closterkeller i pierwszego męża Anji Orthodox.

Pierwsza rozmowa z Tytusem de Ville dotycząca reedycji "1989-1990".


poniedziałek, 1 stycznia 2018

Ta strona umiera

Niestety, taka jest prawda. Zaglądając pod ten adres, widzicie zastój. Aktualizacje są coraz rzadsze, a po wszystkich działach w zasadzie hula wiatr. Wyjątkiem pozostają jedynie sekcje Playlisty, uzupełniana jeszcze przed wyjściem z radia, oraz Odsłuch archiwalnych audycji, gdzie raz w tygodniu zawsze trafia zapis tego, co działo się na antenie w miniony poniedziałek. I to tyle. Owszem, może i nawet zdołałbym pisać coś choć raz na dwa tygodnie, ale obecnie byłyby to równie krótkie co płytkie. Sensowne zestawienie liter wymaga odrobiny czasu. Czasu, którego jest coraz mniej. I niestety niewiele wskazuje, że w 2018 r. to się zmieni. Trzeba z czegoś zrezygnować, by coś ocalić. Choćby częściowo. Cotygodniowe wyprawy do radia mają pierwszeństwo. Dlatego od dziś ta strona będzie aktualizowana nieregularnie. Jak długo? Nie mam pojęcia. Oczywiście z zachowaniem ciągłości aktualizacji w dwóch wspomnianych działach.

Fot. Wojtek Dobrogojski
Mam jednak nadzieję, że 2018 r. będzie kolejnym, w którym w każdy poniedziałek o północy znajdziecie godzinę, by włączyć radio na warszawskiej częstotliwości  97,1 FM lub poszukać emisji za pośrednictwem strony Radia Kampus. Bo choć czasu w życiu coraz mniej, to jednak wciąż w moje ręce wpadają znakomite płyty, które chciałbym Wam zaprezentować. Czasem na pchlim targu, czasem w stacjonarnym sklepie, a ostatnio nad wyraz często w radiowej przegródce. Dlatego nadal będę odwiedzał studio przy Bednarskiej 2/4, a następnego dnia odchorowywał to w pracy. To wciąż ma dla mnie sens. Dziękuję za dotychczasowe spotkania i zapraszam na kolejne. A przy okazji, w dopiero co rozpoczętym roku życzę Wam, byście zawsze trafiali na muzykę, której poszukujecie. Do usłyszenia.