wtorek, 27 grudnia 2011

Nowi klasycy z Krakowa

Gdy byłem nastolatkiem, nowe zespoły poznawałem przede wszystkim dzięki rówieśnikom, z którymi wymieniałem się kasetami magnetofonowymi. Dziś może wydawać się to nieco dziwne, gdyż taśmy odeszły już w zapomnienie, a i przecież bezpośredni kontakt z drugą osobą coraz częściej zastępuje taka czy inna forma komunikacji ściśle związanej z globalną siecią. Jednak w dobie cyfryzacji, może i postępując nieco staroświecko, co jakiś czas pożyczam płyty kompaktowe, samemu też udostępniając swoje zbiory. Dzięki temu w moje ręce trafiają wydawnictwa m.in. młodych rodzimych zespołów, o których prawdopodobnie długo bym jeszcze nic nie wiedział, gdyby nie rekomendacje zaufanych osób. To właśnie dzięki poczcie pantoflowej natrafiłem na debiutancki album krakowskiego New Century Classics.  

Fot. Arch. zespołu
Gdyby ktoś zaprezentował Wam wydaną w 2009 r. płytę "Natural Process" i zapytał Was, kto tak gra, z pewnością wymienilibyście kilka zagranicznych grup, w tym m.in. najbardziej rozpoznawalnych klasyków post rocka. Dlaczego? Gdyż debiut New Centry Classics to po prostu dobry kawałek solidnie zagranej muzyki, jakiej nie powstydziłby się chyba żaden przedstawiciel gatunku. Co prawda, w tych dźwiękach nie znajdziecie zbyt wielu nowatorskich rozwiązań, ale za to te, na które zdecydowali się muzycy, czynią ich pierwszy regularny album godnym polecenia absolutnie każdemu sympatykowi instrumentalnych, gitarowych melodii. Co więcej, sześciostrunowe instrumenty udanie są uzupełniane przez partie skrzypiec, dzięki czemu wspomniane standardy nie powszednieją zbyt szybko. O ile w ogóle.


Mówiąc bądź pisząc o New Century Classics, należy również wspomnieć, że wbrew wszelkim pozorom nie jest to zespół tworzony wyłącznie przez Polaków. Obecnie w jego czteroosobowym składzie znajdują się również Amerykanin oraz Włoch. I kto wie, czy  ta swoista internacjonalizacja procesu komponowania nie jest jednym z sekretów tej grupy. Posłuchajcie sami.

czwartek, 22 grudnia 2011

Basista Joy Division w Warszawie

Los chciał, że Ian Curtis, Stephen Morris, Bernard Sumner i Peter Hook nigdy nie zagrali koncertu za Żelazną Kurtyną. Występy Joy Division poza Wyspami Brytyjskimi ograniczyły się wyłącznie do kontynentalnej Europy Zachodniej. Zatem kiedy legendarny zespół stawał się nieco bardziej rozpoznawalny w Polsce, już od dawna nie istniał i marzenia o jego koncercie w naszym kraju mogły pozostać jedynie marzeniami. Co prawda, tej grupy już nic nie wskrzesi, tym bardziej jej wokalisty, ale na szczęście nie wszytko okazuje się niemożliwe.  

Fot. Mark McNulty
11 lutego w warszawskim klubie Proxima wystąpi Peter Hook. Wraz z towarzyszącymi mu muzykami The Light basista Joy Division zagra m.in. wszystkie utwory, jakie znalazły się na płycie "Unknown Pleasures". Będzie to pierwsza tego typu sposobność w Polsce, by na własne zobaczyć i usłyszeć kompozycje legendy gatunku w wykonaniu jednego z jej członków.

wtorek, 20 grudnia 2011

Jeden z trzynastu

Debiutancka płyta opolskiego Echoes of Yul, wydana w 2009 r. siłami samych muzyków, spotkała się z niezwykle ciepłym przyjęciem na rodzimej scenie niezależnej. Album zatytułowany po prostu "Echoes of Yul", jako jedno z kilku podobnych wydawnictw, zwiastował nadchodzący wyraźny wzrost zainteresowania rodzimym post metalem i wszelkimi związanymi z nim eksperymentami muzycznymi. Coś wreszcie zaczęło się dziać na taką skalę, że nawet najwięksi ignoranci nie mogli  tego nie zauważyć. Obecnie zaś zjawisko zdaje się przybierać na sile, gdyż po jesiennej zapowiedzi drugiej płyty Echoes of Yul przyszedł czas na opublikowanie jednego z trzynastu nagrań, jakie znajdą się na tym wydawnictwie.

Fot. Arch. zespołu
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami 'Cold ground' ukaże się nakładem włoskiej Avangarde Music, choć trudno wierzyć, by płyta, jak ogłoszono to na jesieni, trafiła w nasze ręce jeszcze w tym roku. Jednak niezależnie od słowności, tudzież jej braku, już teraz możemy posłuchać tego, co z całą pewnością znajdzie się na tym wydawnictwie. Pozostaje nam jedynie zaczekać i mieć nadzieję, że cierpliwość popłaci.

piątek, 16 grudnia 2011

Tak niewielu dla tak nielicznych

Wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemi kaganek rodzimego doom metalu wciąż tli się, co chwila to rozbłyskując, to niemalże gasnąc. Ci nieliczni muzycy, którzy wciąż sięgają po instrumenty z myślą o pogrzebowym graniu, zeszli głęboko do podziemia i próżno przyjdzie nam szukać ich dokonań na sklepowych półkach. Lecz na szczęście co jakiś czas przypominają wszystkim, że wszelkie plotki o ich śmierci są mocno przesadzone. Nie inaczej jest z warszawskim Oktor.

Fot. Arch. zespołu
Muzycy zaistnieli w świadomości wąskiego grona rodzimych sympatyków gatunku przede wszystkim kompilacją "All Gone In Moments" z 2007 r., na której znalazły się wszystkie nagrania z wcześniejszych wydawnictw. Co ciekawe, premiera płyty odbiła się również pewnym echem poza granicami Polski, czego wyraźne ślady bez trudu wciąż można znaleźć w zasobach globalnej sieci. Nie bez znaczenia było również nagranie opracowania jednej z kompozycji Skepticism, jakie znalazło się na "Entering The Levitation", wartym uwagi tirbute albumie poświęconym fińskiej legendzie gatunku. A co dalej? Najważniejsze teraz jest to, że doczekamy się nowej płyty.


O samym wydawnictwie wiadomo obecnie niewiele, poza tym, że paradoksalnie będzie to pierwszy regularny album warszawiaków. Prawdopodobnie sami muzycy nie mają jeszcze pojęcia czyim nakładem i kiedy ta płyta miałaby się ukazać, ale już teraz postanowili udostępnić fragmenty wybranych kompozycji, które znajdziecie poniżej. Nie oczekujcie oryginalności. Po prostu spodziewajcie się doom metalu i tego, co sprawia, że tę muzykę w naszym kraju grają tak nieliczni.

wtorek, 13 grudnia 2011

Warto obejrzeć się na Wschód

4 lutego 2007 r. wybrałem się do warszawskiego klubu Remont na wspólny koncert grup Thesis, Archangelica oraz zupełnie nieznanego mi ukraińskiego Seventh Evidence. Jak się jednak okazało, całkowicie anonimowi muzycy z Kijowa, grający tego wieczoru jako ostatni, pozostawili po sobie zdecydowanie najlepsze wrażenie, prezentując muzykę niezwykle emocjonalną, żywiołową, choć i niepozbawioną nuty refleksji. Teraz zaś przypominają o sobie raz jeszcze. Tym razem zupełnie nowymi nagraniami, które w całości udostępnili w sieci. 

Fot. Arch. zespołu
Zespół powstał w 1997 r., a jego muzycy debiutowali trzy lata później kasetą demo "Sable Blinds", by wreszcie w roku 2005 doczekać się pierwszego kompaktowego wydawnictwa. Regularny już album "Air Pockets" wydali sami, promując go również wyłącznie na własną rękę, m.in. podczas wspomnianego koncertu w klubie Remont. Płyta, mimo że nagrana półprofesjonalnymi metodami i w konsekwencji brzmiąca dość surowo, przyciągała olbrzymią dawką emocji i nieszablonowości. W muzyce Seventh Evidence było słychać ciężar, melodie i ciekawą barwę głosu wokalisty, która stała się jednym z elementów rozpoznawczych tejże grupy. Wszystko to, dość trudne do jednoznacznego sklasyfikowania, zmierzało gdzieś w kierunku pomiędzy cięższą odmianą progresywnego rocka, a czymś jeszcze. Wówczas trudno było określić to coś, ale teraz z perspektywy czasu można powiedzieć, że chodziło o post metal, a w zasadzie jego elementy. Wszystko to słychać na już nagranej, ale jeszcze niewydanej płycie "The Sands", o czym też w tym momencie możecie przekonać się sami.



Nowy album Ukraińców to olbrzymi postęp. Słychać to zarówno po dopracowaniu brzmienia nowej płyty, jak i samych kompozycjach, z których zdecydowana większość zyskałaby jeszcze więcej, gdyby można było usłyszeć je na żywo. Dlatego tym bardziej pozostaje żałować, że grudniowy koncert Seventh Evidence, który miał odbyć się w Warszawie, nie dojdzie do skutku. Muzycy prostu nie otrzymali wiz.


To jeden z tych zespołów, któremu bez Waszej pomocy nigdy nie uda się zaistnieć. Muzycy od dłuższego czasu bezskutecznie starają się o profesjonalne wydanie swoich nagrań, zarówno na rodzimej Ukrainie, jak i poza jej granicami, w tym również w Polsce. Posłuchajcie tych melodii, a jeśli przypadną Wam do gustu, prześlijcie linki znajomym, zajrzyjcie na seventhevidence.com i napiszcie do samych muzyków. Z pewnością ucieszą się z Waszego zainteresowania. Wszystkie udostępnione nagrania z niewydanej jeszcze płyty znajdziecie w dziale MP3, których warto posłuchać.

piątek, 9 grudnia 2011

Wygraj płytę Licorei

Mimo że na Zachodzie Europy i za Oceanem niektórzy muzycy rozwiązują swoje zespoły, dochodząc do wniosku, że w post rocku i post metalu nie stworzą już nic nowego, w Polsce oba gatunki mają się coraz lepiej, wyraźnie zmierzając ku okresowi swojego renesansu. Najlepszym tego dowodem jest chociażby zainteresowanie Blindead, debiutanckie wydawnictwa Echoes of Yul i Obscure Sphinx oraz niewątpliwie fakt wznowienia działalności przez warszawską Licoreę, którą śmiało można zaliczyć do wąskiego grona prekursorów postmetalowego grania w naszym kraju. Co więcej, muzycy tej ostatniej grupy danej obietnicy najwyraźniej zamierzają dotrzymać, gdyż pracują obecnie nad następcą debiutanckiego materiału demo i, co jest chyba najważniejsze, grają koncerty.  

Fot. Aleksandra Burska
W najbliższą sobotę i niedzielę, tj. 10 i 11 grudnia, Licorea zagra w warszawskim klubie Tabu, wcześniej znanym jako Neo oraz Nemo. Każdy z tych koncertów będzie poprzedzał występ Hunter z towarzyszeniem chóru Kantata. Ceny biletów wynoszą 35 i 50 zł. Dlatego właśnie teraz postanowiłem, że jeden z dwóch posiadanych przeze mnie egzemplarzy debiutanckiego materiału demo rzeczonej Licorei powędruje do kogoś z Was. Jest tylko jeden warunek.  

Proszę wymienić przynajmniej dwa zespoły, w których na co dzień grają muzycy Licorei.

Odpowiedzi przesyłajcie na adres melodie@radiokampus.waw.pl 

Pozyskanie wspomnianego wydawnictwa na płycie kompaktowej, a nie w plikach mp3, staje się coraz trudniejsze, dlatego tym bardziej zachęcam Was do wzięcia udziału w konkursie. Termin nadsyłania listów upływa w poniedziałek o północy.

Prawidłowa odpowiedź: Obscure Sphinx, Joanna Makabresku, Carnal

Płytę wylosowała Magda z Sheffield.

wtorek, 6 grudnia 2011

Strumień świadomości

Ukazało się w Polsce kilka niezwykłych płyt, o których niestety wie stosunkowo niewiele osób. Mimo wyjątkowości muzyki, która na nie trafiła, nie zostały one, lub po prostu nie mogły być, należycie wypromowane. A i sami kompozytorzy z biegiem czasu bezradnie machali na to ręką, dając za wygraną lub zwyczajnie zapominali o wszystkim, poświęcając się nowym pomysłom. Dlatego też niektórzy tzw. dziennikarze muzyczni wciąż bez pamięci zachwycają się klasykami gatunku, zamiast sięgnąć po równie dobrą, współczesną polską płytę i opowiedzieć słuchaczom lub czytelnikom o nietuzinkowym, mało znanym rodzimym zespole. Może pewnego dnia to się zmieni. Zanim to jednak nastąpi, pozwólcie, że z kolei ja teraz opowiem Wam o powstałym w Bielsku-Białej Brain Story.
Fot. Arch. zespołu
Zespół narodził się jako poboczny projekt Mariusza Kumali, gitarzysty nieodżałowanego Psychotropic Trandcendetal, dziś znanego przede wszystkim z Closterkeller. Wraz z perkusistą Gnatem, również muzykiem popularnych Psychotropów, oraz Gosią, wcześniej znaną z Diachronii, nagrał pierwszą i zarazem jedyną jak dotąd płytę Brain Story. Wydane w 2005 r. "Colours in my head" było jednym wielkim strumieniem świadomości, który przełożył się na siedemdziesiąt minut muzyki, jakiej to nie sposób jednoznacznie sklasyfikować. W tym rozbudowanych gitarowych kompozycjach słychać wiele elementów znanych gdzieś z pogranicza post rocka, muzyki progresywnej i psychodeli. Jak sugeruje sam tytuł, a co wyraźnie też podkreślają nastrojowe klawisze, to po prostu kolory, inne stany świadomości, narkotyczne wizje i wytyczanie kompozytorskiemu umysłowi coraz to nowych horyzontów. Co więcej, ta muzyka nie powiela powszechnie przyjętych wzorców. I mimo że rozbudowane kompozycje oraz sola momentami wystawiają na próbę cierpliwość słuchacza, to zarazem podkreślają ukryte w nich prawdziwe bogactwo dźwięków. Przestrzenne brzmienie i rozmyte, pełne efektów, partie wokalne sprawiają, że te dźwięki po prostu płyną szerokim strumieniem. Można odnieść wrażenie, że "Colours in My Head" to jedna wielka improwizacja napisana przez kogoś, kto znajdował się wówczas w zupełnie innym wymiarze.

Fot. Arch. zespołu
Obecnie Brain Story nie istnieje w formule, w jakiej pierwotnie powstało. Ze względu na zmiany personalne, w wyniku których z oryginalnego składu pozostał jedynie Mariusz Kumala, projekt przybrał nazwę Via Alia i tworzą go także Michał Rolliger, klawiszowiec Closterkeller, oraz perkusista Janusz Jastrzębowski, który stosunkowo niedawno opuścił grupę Anji Orthodox. Muzyka to już nieco inna, ale z całą pewnością warta uwagi, gdyż pozostaje ciekawą alternatywą w stosunku do tego, co niemal krzyczy do nas z prasy, telewizji, radia i billboardów.

Fot. Arch. zespołu
Trudno przewidzieć, jak dalej potoczą się losy kontynuacji Brain Story, ale z pewnością będą one uzależnione od planów Closterkeller, pracy w którym Mariusz Kumala poświęca najwięcej czasu. Pozyskanie "Colours in My Head" na kompakcie jest obecnie nie lada wyzwaniem, jednak na szczęście album można  nabyć w postaci cyfrowej, uprzednio wysłuchując go w całości. Wszelkie szczegóły znajdziecie pod tym adresem. Naprawdę warto.

sobota, 3 grudnia 2011

Medeah w Melodiach Mgieł Nocnych

Artrosis to zespół, który mimo upływu lat wciąż budzi skrajne emocje. Jedni mówią o nim z charakterystycznym szyderczym uśmieszkiem na twarzy, zarzucając tekstom banalność i infantylność. Inni z sentymentu wracają do dwóch pierwszych płyt, nie akceptując elektronicznego mariażu z późniejszych wydawnictw. Trzecia zaś grupa sympatyków pozostaje wierna muzykom od samego początku, wciąż kupując ich płyty i chodząc na koncerty. Teraz dyskusja odżyła na nowo, gdyż po pięciu latach ciszy Artrosis powróciło z nową płytą.

Fot. Arch. zepsołu
"Imago" rodzi wiele pytań, udzielając zarazem wiele odpowiedzi, o czym w najbliższy poniedziałek będę miał przyjemność porozmawiać z Medeą, wokalistką Artrosis. Co więcej, oprócz premierowych nagrań nie zabraknie również wątków z bogatej historii grupy. Do usłyszenia.