Czasem trudno zachować obiektywizm. Każdy piszący lub mówiący o muzyce, czy czymkolwiek innym, ma swoje preferencje i one prędzej czy później dają o sobie znać, nawet w najbardziej subtelny sposób. Pewnych, nazwijmy to szumnie, tekstów (pop)kultury po prostu się nie toleruje, uważając, że są one złe, plastikowe, bez wartości i wyrazu lub stworzone w odstręczającym stylu. Zwyczajnie nie przepadamy za określonymi twórcami, choć oczywiście nie wyklucza to możliwości docenienia ich przez jakiś inny pryzmat. Za przykład niech posłuży chociażby Within Temptation. Począwszy od drugiej płyty, Holendrzy obrali drogę pseudosymfoniczno-przebojowych, w zasadzie ocierających się o pop, piosenek, których grupą docelową stały się zagubione w blasku księżyca i zamkowych labiryntach "gotyckie" zapłakane duszyczki. Odnieśli komercyjny sukces? Owszem, i to znaczny. Produkt doskonale się sprzedał i wciąż są na niego chętni. Ja zaś nie zaliczam się do kupujących, niemniej istnieje pewne wydawnictwo niderlandzkich muzyków, do którego mam duży sentyment i które pozostaje doskonałym przykładem tego, co działo się w muzyce lat 90.
Początki Within Temptation, najpewniej 1996 r. / Fot. Arch. zespołu |
W ubiegłym roku ukazała się reedycja "Enter", debiutanckiej płyty Within Temptation, do której nawet dziś wzdycha wielu sympatyków klimatycznego grania, niemogących jednocześnie pogodzić się z tym, co muzycy uprawiają teraz. Z jednej strony ten wydany niespełna 18 lat temu album pozostaje typowym reprezentantem szalenie popularnego wówczas kontrastowego wokalnego zestawienia ponurego niedźwiedzia i filigranowej sarenki, przy akompaniamencie melodyjnych, melancholijnych i ciężkich partiach gitar oraz wtórujących im klawiszach. Wystarczy przypomnieć sobie liczne podobne zespoły, chociażby Sins of Thy Beloved czy pierwsze wydawnictwa Theatre of Tragedy, Tristanii, a także białostockiej Via Mistica. Jednakże w tych ramach owej typowości Holendrzy poruszali się bardzo sprawnie. Zaś tym, co dało początek ich wydanego na całym świecie debiutu, była na swój sposób jeszcze ciekawsza taśma demo, również zatytułowana "Enter"
Booklet dema "Enter" |
Na skromną wydaną 1996 r. kasetę trafiły cztery nagrania. Były one na tyle interesujące, że prężnie wówczas działająca holenderska DFSA Records, która nota bene wypuściła także płyty naszych Tenebris i Corruption, natychmiast wzięła muzyków pod swoje skrzydła. Trudno się dziwić. Pierwsze oficjalne nagrania Within Temptation miały w sobie olbrzymią dawkę klimatu, a taka muzyka była wówczas u szczytu popularności. Owszem, też w jakiś sposób adresowano ją do wspominanych wcześniej umęczonych dusz, ale wówczas bynajmniej nie można było zarzucić jej tego, co obecnie dominuje w pokłosiu takiego grania. Nie było plastikowej, aż do przesady cukierkowej, produkcji i całej tej ciągniętej za uszy "gotyckości". W nasze ręce i do naszych uszu trafiało o wiele więcej autentyczności, a znacznie mniej produktu. W końcu umowna piwnica zawsze zabrzmi szczerzej.
Inna sprawa, że na pierwszą wersję "Enter" trafiły dobre utwory. Było w nich wszystko, na co wówczas zwracano uwagę w tej muzyce i co siłą rzeczy przyciągało uwagę jej sympatyków. Nie wspominając już o głosie Sharon den Adel. Co więcej, wszystkie cztery nagrania trafiły ostatecznie na debiutancką płytę. Jedyną różnicą była modyfikacja tytułu jednego z nich - "Pearls" zmieniono na "Pearls of Light". Dla porządku należy jednak wspomnieć, że przed ukazaniem się taśmy "Enter", także w 1996 r., Holendrzy na własny użytek nagrali na roboczej kasecie również cztery kompozycje. Dwie z nich, "Grace" i "Blooded", trafiły na regularny album. O pozostałych dwóch muzycy już pewnie zapomnieli. Nigdy nie zostały wydane.
To prawda, że to wszystko można napisać o każdym zespole, którego muzycy grali kiedyś ciężej, a teraz komponują proste, singlowe piosenki, bo zwyczajnie z tego żyją, a lata 90. przecież już dawno się skończyły. Inne czasy, panie Mrozkowiak. Zapomnij więc pan o tych wszystkich kasetach i płytach, za którymi 20 lat temu jeździłeś po całym mieście lub wypatrywałeś w antykwariatach na byle jakim dworcu, wydając na nie ostatnie pieniądze. Albo sprzedaj, rozdaj, bądź znieś do piwnicy, albo przestań marudzić i trzymaj wszystkie na porządnych regałach i regularnie zanoś je do radia, by ktoś mógł uśmiechnąć się, wspominając czasy młodości, a ktoś z obecnego pokolenia miał sposobność je poznać i dowiedzieć się, dlaczego kiedyś taka muzyka brzmiała inaczej. Niby odpowiedź jest prosta, tylko kogo ja chcę oszukać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz