sobota, 28 czerwca 2014

Dymy wiecznie rozpalonych bongosów

Trudno nie uśmiechnąć się pod nosem, ale tak pozytywnie, bez typowo polskiej zawiści lub złośliwości, gdy po włożeniu do odtwarzacza płyty rodzimego wykonawcy z głośników płynie muzyka sprawiająca, że siadamy z wrażenia, bądź w podążaniu za wiodącą melodią tupiemy nogą lub transowo kiwamy głową. Wówczas oznacza to, że dana muzyka naprawdę nam się podoba, a przyjemność że jej słuchania jest tym większa, że to przecież rodzime dźwięki. To szalenie krzepiące uczucie, które jeszcze przez długi czas będzie kojarzyć mi się m.in. z lubelskim Dopelord. Tak było dwa lata temu przy okazji debiutanckiego "Magick Rites", tak też jest z wydanym niedawno krążkiem "Black Arts, Reef Worship & Weed Cult".

Dopelord  /  Fot. Oskar Szramka
Triada zawarta w tym tytule mówi wszystko. Definiuje Dopelord jeszcze bardziej niż znakomicie przyjęty debiut. Czarna magia, praktykowana bynajmniej nie przez ubrane przedstawicielki płci pięknej, pełne namaszczenia poszanowanie zieleni i nieubłagane pustynne słońce to jedne z filarów współczesnego stonera. Trudno zatem dziwić się, że stanowią one również o sile rzeczonych muzyków. Takie są po prostu ramy gatunku, dlatego tutaj na rozpoznawalność danego wykonawcy może jedynie przełożyć się sposób lawirowania w jego granicach. A ten zaś muzycy Dopelord poprawili jeszcze bardziej, definitywnie odprawiając z kwitkiem potencjalnych krzykaczy tzw. klątwy drugiej płyty.



W opozycji do "Magick Rites" na "Black Arts, Reef Worship & Weed Cult" wyczuwa się dużo więcej twórczej swobody. Miodek daje się poznać już bardziej jako wokalista niż przede wszystkim grający gitarzysta, którego głos umyślnie jest nieco maskowany całą gamą efektów. Nie żeby było to wadą udanego debiutu Dopelord, ale tutaj ten zabieg pokazuje, że w ich muzyce pojawia się coś nowego, że mimo rzeczonych wąskich ram gatunku zespół chce rozwijać się i urozmaicać swoją muzykę. Co więcej, odejście miejscami od typowego dla stoneru dźwiękowego lenistwa i przeplatanie go syntezą punka i psychodeli okazało się bardzo dobrym zabiegiem. Oczywiście nie mogło również zabraknąć mglistego nastroju potęgowanego przez średnie tępa ciężkich partii gitar i choćby jednego tasiemca, ale i tak niespełna dwunastominutowy pełny soczystych riffów "Pass The Bong" jest na tyle urozmaicony, że skutecznie wymyka się typowemu w tym przypadku zaszufladkowaniu. W tym wszystkim znalazło się także miejsce na nieco przebojowości, dzięki czemu nowe nagrania Dopelord mają dość duży potencjał koncertowy.



Ta płyta to zdecydowany krok naprzód i zarazem wróżba, że jeszcze przez długi czas Dopelord będzie liczył się na rodzimej scenie. Co więcej, przy odrobinie organizacyjnego szczęścia muzycy mają szansę jeszcze wyraźniej zaznaczyć swoją obecność poza naszymi granicami. W zasadzie są doskonałymi kandydatami na polskich ambasadorów w świecie stonerowego grania. Oczywiście nic nie zrobi się samo, ale z takimi dwoma albumami możliwości wydają się coraz większe. "Black Arts, Reef Worship & Weed Cult" to znakomita muzyka zielonego liścia w szalenie upal(o)nym wydaniu. Warto poszukać odpowiednio muzycznych bibułek, równie dźwiękowej zawartości i pewnym ruchem sięgnąć po zapalniczkę. Wszystkie nagrania z nowej płyty Dopelord znajdziecie tutaj.

Brak komentarzy: