Pamiętam, jak język na wymowie nazwy mojej audycji łamali sobie m.in. Mick Moss z Antimatter, Danny Cavanagh z Anathemy, czy znana m.in. z Theatre of Tragedy Liv Kristine, a także Johan Niemann za czasów gry w Therion. Jednak za czwartym czy piątym razem z uśmiechem w końcu ją wypowiadali, co zazwyczaj stanowiło część wyemitowanej potem rozmowy. Takich momentów było zresztą więcej, a o wszystkich historiach podczas wywiadów i tego działo się w studiu w trakcie prowadzenia programu można by napisać książkę. Do dziś wspominam minę napotkanej na pewnym koncercie Anji Orthodox i, mówiąc delikatnie, jej dezaprobatę wobec momentu, w którym kilka dni wcześniej podczas pozaantenowej rozmowy z Mariuszem Kumalą nieopatrznie nie wyłączyłem mikrofonu. Długo by wspominać. No ale do rzeczy. Dziś mija dziewięć lat od wieczoru, którego na 97,1 FM usłyszeliśmy się po raz pierwszy.
Fot. Wojtek Dobrogojski |
Pojawianie się w radiu jedynie w nocy ma swoje liczne zalety. Najdogodniejszy w tym wszystkim jest spokój. Nikt postronny nie biega po korytarzu, nie kręci się po studiu, nie przeszkadza ci. Włączasz preferowane oświetlenie, pozostałe gasisz. Wyjmujesz płyty z plecaka, ustawiasz je obok konsolety, której kanały programujesz wedle przyzwyczajenia. Wybija północ. Zasiadasz na fotelu, naciskasz klawisz "play", odtwarzasz muzykę i opowiadasz o niej. Po godzinie opuszczasz radio, wracasz do domu, łudząc się, że złapiesz choć odrobinę dobrego snu przed pójściem do pracy. Tak w uproszczeniu od dziewięciu lat wygląda niemal każdy mój poniedziałek. W sumie jak dotąd spotkaliśmy się 464 razy, z czego audycje nagrane wcześniej można by policzyć na palcach obu rąk. Dlatego pisząc te słowa, tym bardziej chciałbym Wam podziękować, że wciąż kosztem snu znajdujecie czas i chęci na włączenie radia, czy to w tradycyjnej, czy też cyfrowej postaci. Mam nadzieję, że przez te wszystkie noce poznaliście coś nowego, co Was zaskoczyło i sprawiło, że później już na własną rękę podejmowaliście się muzycznych poszukiwań. Dziękuję również za listy, telefony w trakcie audycji oraz rozmowy podczas przypadkowych spotkań na koncertach. Dużo jest jeszcze dobrej muzyki, o której warto byłoby opowiedzieć lub napisać. Na tyle dużo, że nawet kolejne dziewięć lat by nie wystarczyło. Dlatego wierzę, że będziemy mogli spotkać się tak długo, jak będzie to możliwe. Kłaniam się i do usłyszenia o stałej porze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz