wtorek, 29 kwietnia 2014

Wyznania basisty Joy Division

Gdy niespełna trzy lata temu Peter Hook opuścił New Order na skutek biznesowych nieporozumień z Bernardem Sumnerem i Stephenem Morrisem, samodzielnie postanowił dać fanom to, o czym ci mogli co najwyżej pomarzyć. Grając nieco na nosie byłym kolegom, z własnym zespołem The Light ruszył w de facto wciąż trwającą trasę po Europie, Ameryce Południowej i Australii. W trakcie występów sięgał po niemal cały repertuar Joy Division i nierzadko także nagrania New Order. W ramach tych wojaży dwukrotnie odwiedził Warszawę, a podczas drugiej wizyty również i Kraków. Grając te wszystkie koncerty, na własne oczy przekonał się, że tysiące osób odczuwały olbrzymi głód usłyszenia i zobaczenia na żywo muzyki Joy Division. Dlatego trudno dziwić się, że Peter Hook wciąż daje ludziom to, czego wcześniej nie mogli doświadczyć. Zresztą, nie tylko na scenie. Niedawno ukazało się polskie wydanie napisanej przez niego książki "Unknown Pleasures: Inside Joy Division".
Okładka polskiego wydania
Warto wspomnieć, że Peter Hook pisał już wcześniej. W 2009 r. ukazała się niewydana jak dotąd w Polsce książka "The Hacienda: How Not To Run a Club", poświęcona klubowi Hacjenda, którego rzeczony basista był współwłaścicielem wraz z pozostałymi muzykami New Order oraz nieżyjącym już Tonym Wilsonem, założycielem Factory Records, wydawcą nagrań Joy Division. Tym razem jednak autor skupił się nie na rzece pieniędzy wpompowanej w ostatecznie zamknięty przybytek, a historii zespołu, z którego jest znany najbardziej. Na wstępie książki zaznacza jednak wyraźnie, że wszystko co napisał, przestawia jego własną interpretację zaistniałych faktów. Warto mieć tego świadomość podczas lektury, tym bardziej jeśli dość słabo zna się historię zespołu. Zapewniam, że w tym wypadku wiedza oparta wyłącznie na filmach "24 Party People" i "Control" oraz książce "Przejmujący z oddali," napisanej przez wdowę po Ianie Curtisie, nie wystarczy. Siłą rzeczy jest zatem subiektywnie, ale za to ciekawie i, wszystko na to wskazuje, szczerze. Całą tę historię czyta się dość lekko, choć ta z oczywistych przyczyn w całości lekka być nie może.

Peter Hook w warszawskim Palladium 11.02.12  /  Fot. Wojtek Dobrogojski
Peter Hook zachował życiową chronologię. Daje się poznać jako rozrabiaka, krnąbrny nastolatek szukający guza, drobny złodziejaszek, który nie kupił pierwszej płyty, tylko ją ukradł, i w końcu jako punk zafascynowany muzyką i marzący o własnym zespole. Barwnie przedstawia eksplozję muzycznej rewolty w Manchesterze, opisując m.in. trzy koncerty Sex Pistols i ich znaczenie przy powstawaniu Stiff Kittens, a w konsekwencji Warsaw i Joy Division. Nie brakuje miejsca na anegdoty, dygresje, refleksje i takie drobne szczegóły jak chociażby wspomnienie kurtki Iana Curtisa z napisem HATE, a nie płaszcza, jak wielu sądzi do dziś. Dużo jest barwnych, często niebezpiecznych i krwawych, wspomnień z koncertów, słownych przepychanek z garderoby i sesji nagraniowych obu regularnych płyt. Wszystkie te elementy pozwalają zaobserwować formowanie się czegoś, co wielu z nas poznało dopiero po latach. A jest to o tyle łatwe, że autor bardzo swobodnie i bez zbędnego formalizmu przemawia do czytelnika, zupełnie jak gdyby były to barowe opowieści punka, którym koniec końców przecież Hook był. Jednak co innego zabawne i niebezpieczne sytuacje same w sobie, a co innego wzajemne stosunki między muzykami.

Od lewej: Stephen Morris, Ian Curtis, Bernard Sumner i Peter Hook  /  Fot. Arch.
Popularny Hooky niezbyt wylewnie pisze o swoich relacjach z Sumnerem i Morrisem, a jeśli już to raczej dobrze, m.in. przy okazji wspominania wspólnych szkolnych czasów z pierwszym z nich. Obecnie panowie mają ze sobą na pieńku, ale autor nie daje nam tego przesadnie odczuć. Co innego jeśli idzie o Iana Curtisa. Wokaliście Joy Division Hook poświęca dużo miejsca, często zadając sobie pytania i przyznając się do wątpliwości, bądź dylematów. Bez wątpienia punk z Salford potraktował tę książkę jako rozliczenie z tragiczną śmiercią kolegi. Wyraźnie, wręcz palcem, wskazuje momenty, w których zespół powinien zatrzymać się wbrew słowom wokalisty, wielokrotnie używającego sformułowań "nic mi nie jest" lub "zaraz mi przejdzie". Jednocześnie przyznaje, że dziś zachowałby się inaczej. Gorycz i poczucie porażki w odniesieniu do samobójstwa Cutrisa są niemalże namacalne. Hook przytoczył również wiele faktów z jego romansu z Annik Honore, który, o dziwno, ponoć nigdy nie został skonsumowany. Spomiędzy słów przebija również nostalgia lub tęsknota za innymi równie ważnymi i niestety nieżyjącymi już osobami, które miały olbrzymi wpływ na karierę Joy Division. Warto wymienić chociażby nie tylko wspominanego już Tony'ego Wilsona, ale i Roberta Gretona, menedżera zespołu, oraz Martina Hanetta, pogrążonego przez narkotyki genialnego realizatora dźwięku, odpowiedzialnego za produkcję niemal wszystkich nagrań Joy Division. Ich sylwetki przedstawiono także w rzeczonych filmach "24 Party People" i "Control". 

Peter Hook w Palladium  /  Fot. Wojtek Dobrogojski
"Nieznane przyjemności. Joy Division od środka" to książka pozbawiona sensacji. Nie wierzcie wydawcy, którzy pisze, że autor rzuca nowe światło na samobójstwo Curtisa. Nie rzuca. Wyraża swoje odczucia, powściągliwie zwierza się, także nieco obwinia, ale to wszystko. Jednak pomijając ten tani chwyt marketingowy, trzeba przyznać, że warto zapoznać się z tą lekturą. Hook znalazł złoty środek pomiędzy nagromadzeniem historii, faktów i anegdot a ich jakością. Czytając książkę, nie będziecie się nudzić. Nie jest wypełniona pustosłowiem i nie ma gorszych momentów. Co więcej, bezpretensjonalność pióra autora dość często budzi uśmiech na twarzy. Oprócz słów naturalnie pojawiły się także zdjęcia, ale nie ma ich przesadnie dużo, zwłaszcza tych koncertowych. To nawet lepiej. Ich brak budzi pozytywny niedosyt i chęć podtrzymania kontaktu z muzyką Joy Disivion po zakończeniu lektury. Zresztą takich fotografii jest pełno w sieci, a te w książce raczej należą do rzadkości. Warto także wspomnieć o  kalendarium zamieszczonym w każdym rozdziale. Dzięki niemu łatwiej odnieść konkretne wydarzenie do określonej daty i spojrzeć na nie z szerszej perspektywy. Takiej książki o Joy Division jeszcze w Polsce nie było. "Przejmującego z oddali" nie można brać pod uwagę, gdyż to historia opowiedziana przez wdowę po Ianie Curtsie, dlatego więcej w niej dramatu rozdartego człowieka, niż zespołu i muzyki. Na Zachodzie podonych nieautoryzowanych publikacji jest dość dużo, ale teraz najlepiej skupić się na tej przełożonej na język polski. A swoją drogą, być może za jakiś czas przybędzie kolejna pozycja. Jesienią ma ukazać się autobiografia Bernarda Sumnera, gitarzysty Joy Diviosn i New Order, napisana przez samego zainteresowanego. Czyżby pozazdrościł szkolnemu koledze? Poniżej znajdziecie występ Joy Division z 20 września 1978 r. w programie "Granada Reports" Tonego Wilsona, który zresztą sam zapowiedział nagranie "Shadowplay".

Brak komentarzy: