Ambient to jeden z tych gatunków, który wydaje się prosty. Pozornie wystarczy przecież włączyć mikrofon, upuścić monety lub gwoździe, uderzyć w gong, a na końcu pod wszystko podłożyć wygenerowany bliżej niekreślony szum. Dlatego tak wiele płyt wyjętych z tej szuflady jest zwyczajnie przeciętnych i nudnych. Nie dzieje się na nich absolutnie nic. W tej muzyce tym bardziej trzeba się postarać, by przyciągnąć i utrzymać uwagę słuchacza, który przecież do cierpliwych wcale nie należy. Jak zawsze, w tym wszystkim musi być pomysł lub przynajmniej jego zalążki. Jeśli go usłyszymy, będziemy skłonni wracać do danego wydawnictwa, nawet gdy okaże się ono bardzo wymagające. Jest wielu takich zagranicznych wykonawców, jest i kilku rodzimych. Jest także jeden, który aspiruje do członkostwa w tej drugiej grupie.
Okładka płyty "Hidden Scenes" |
Sundrugs to jednoosobowy warszawski projekt, za którym stoi niejaki Patryk Kawalarz, debiutujący w ubiegłym roku za sprawą krążka "Hidden Scenes". Płyta ukazała się nakładem francuskiej wytwórni BLWBCK i między innymi dlatego bardziej jest kojarzona nad Sekwaną niż Wisłą. Teraz jednak ten stan rzeczy może ulec zmianie, gdyż jedno z nagrań Sundrugs trafiło na "Cold Wind Is the Promise of A Storm", w pełni udostępnioną w sieci drugą część kompilacji przygotowanej przez internetową społeczność Post-rock.PL. A co z muzyką?
Największą zaletą "Hidden Scenes" jest lapidarność. Zdecydowana większość utworów, poza nielicznymi wyjątkami, liczy sobie od czterech do pięciu minut. Ma to olbrzymie znaczenie w przypadku tej płyty. W przeciwnym razie zawarte na niej pełne przestrzeni i otchłani wizje dłużyłyby się w nieskończoność, a tak wciągają słuchacza w swoistą grę wyobraźni, pozostawiając przy tym dobre w konsekwencji niedomówienie. Nie bez znaczenia jest tu również melodia oraz brzmienie. To pierwsze sprawia, że dany utwór ma sens, że nie jest zbitką przypadkowych dźwięków, drugie zaś pozostaje klarowne i zarazem dalekie od typowej w tym gatunku dźwiękowej duchoty. Ta muzyka, pełna ciemności i melancholii, rozchodzi się niczym wypuszczony z płuc papierosowy dym, jakże przyjemnie odległy pod względem subtelności od swojego kominowego odpowiednika.
Mimo że jak na debiut "Hidden Scenes" ma wiele zalet, oczekiwanie od Sundrugs nagrań pokroju najciekawszych krążków wydanych przez Cold Meat Industry lub Cyclic Law absolutnie mija się z celem. Nie tędy droga. Teraz słychać tu przede wszystkim pomysł i kierunek dalszego rozwoju, a czy przyjdzie czas na własny styl, oryginalność i dobre kompozytorskie pomysły, to już czas pokaże. Debiutancki mają swoje prawa i przynajmniej na początku zasługują na nieco dobrej woli z naszej strony. Decydującą okazuje się druga płyta. Ta zawsze bezlitośnie rozlicza tych, którzy mierzą za wysoko oraz utrzymuje dotychczasowych i przysparza nowych sympatyków danemu wykonawcy, o ile ten udowodnił, że naprawdę coś potrafi. Oby tak było w przypadku Sundrugs. W każdym razie wydaje się, że są na to szanse.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz