sobota, 4 stycznia 2014

Zanim zdążymy zapomnieć

Zazwyczaj płyty ukazujące się w ostatnich dniach roku kalendarzowego często są skazane na zapomnienie. Radko możemy je znaleźć w podsumowaniach i zestawieniach, gdyż jest już na to za późno. Zaś za kolejne dwanaście miesięcy mało kto sięgnie pamięcią do daty zepchniętej na dalszy plan przez o wiele ważniejsze dni i związane z nimi wydarzenia. Są jednak wyjątki. Niektóre albumy potrafią obronić się same i przy skromnej pomocy najwierniejszych sympatyków oraz grona piszących i mówiących o muzyce trafiają do świadomości szerszego odbiorcy. Sądzę, że tym razem będzie podobnie, wszak mowa tu o nowej płycie Kauan.

Kauan  /  Fot.  facebook.com/kauanmusic
Co prawda ten powstały w rosyjskim Czelabińsku projekt nigdy nie osiągnął sukcesu komercyjnego, ale każde z jego dotychczasowych wydawnictw odbijało się szerokim echem we wszystkich gronach osób poszukujących ciekawej muzyki ze Wschodu Europy. Kilka lat temu Anton Belov osiadł w Kijowie i wraz z nowymi muzykami pisze utwory, które w niezwykle lekki sposób uciekają od utartych schematów. Niby większość rozwiązań jest znana, ale razem tworzą one niezwykły nastrój, który charakteryzuje również wydany 15 grudnia "Pirut", piąty już album Kauan.



Pomysły Belova zawsze były hybrydami. Doom czy black metal łączył ze skrzypcami, klawiszami, jednocześnie nadając im przestrzenny i oniryczny charakter za sprawą czerpania z dobrodziejstw rocka progresywnego. Tym razem jest podobnie, ale przewrotnie jak zawsze inaczej. Wszystko dlatego, że na ostateczny kształt muzyki miały wydarzenia z 15 lutego 2013 r., gdy nad Czelabińskiem rozpadł się meteoroid. To sprawiło, że na "Pirut" miejscami dużo ponurego nastroju i ciężaru gitar charakteryzujących wspominaną muzykę zagłady, zwłaszcza w tonacji Kraju Tysiąca Jezior. Do nich zaś dołączają znane z poprzednich płyt Kauan wysokie, nieco psychodeliczne tony klawiszy, za którymi kryje się bezkresna przestrzeń spod znaku Pink Floyd oraz duch fińskiego folkloru, tak dobrze znanego z dokonań Tenhi. Co ciekawe, Anton Belov raz jeszcze zdecydował się na growle, które komponują się z doomowymi tempami i stanowią alternatywę dla również obecnych czystych zaśpiewów, jak zawsze w języku fińskim. 


Piąta płyta "Kauan", a w zasadzie niespełna czterdziestominutowy utwór sztucznie podzielony na osiem ścieżek, udanie podtrzymuje sympatię i szacunek dla tworzącego go muzyków. Tego typu wydawnictw nie znajdziecie zbyt wiele, a już z pewnością w katalogach większych wytwórni. Jak zawsze oryginalnie i ciekawie.

Brak komentarzy: