Debiutancki album anonimowego łodzianina tworzącego pod pseudonimem K. zyskał niemały rozgłos na rodzimej scenie niezależnej. Wydany w 2012 r. "There's The Devil Waiting Outside Your Door" zaskakiwał niezwykle ponurym i dekadenckim nastrojem rodem z klasyków kina noir. Nieszablonowa muzyka, której najbliżej było do mrocznej odmiany jazzu, powszechnie budziła przyjemne i nobilitujące dla twórcy skojarzenia m.in. z Bohren & der Club of Gore oraz Heroin And Your Veins. Teraz zaś nadszedł czas na drugi album tego dość mocno enigmatycznego projektu. Sądząc po tym, co na niego trafiło, tajemniczy K. nie poszedł na na skróty i wybrał dłuższą drogę. Nawet więcej, rzucił nam niemałe wyzwanie.
K. / Fot. Arch. zespołu |
"Lord said Go to the Devil" to nieco ponad 45 minut ambientu mniej bądź bardziej przepełnionego ciemnością, duchotą, niepokojem i jednoznacznym wskazaniem tytułowego kierunku, w którym zabiera nas ta muzyka. Fakt, że o jej twórcy nie wiemy w zasadzie nic, mocno utrudnia jej interpretację, ale z drugiej strony jednocześnie pozostawia słuchaczowi bezkresny horyzont skojarzeń i domysłów. O co w tym wszystkim chodzi, skoro raz słyszymy opętane dźwięki pokroju Aghast, a w innym nagraniu, np. tym poniższym, przyjemne dla ucha oniryczne, niemal szeptane zawodzenie kobiecego głosu? To chyba wie tylko K., który z pewnością od czasu do czasu zagląda w sieć, uśmiechając się pod nosem w trakcie lektury tekstów poświęconych jego muzyce.
Mimo że ta płyta wymaga dość dużo od sięgającego po nią słuchacza, to wbrew pozorom nie jest nudna, jak niestety dość często bywa z ambientowymi krążkami. W tej muzyce dzieje się sporo, ale żeby to usłyszeć, najlepiej założyć słuchawki. Wówczas można dostrzec coś więcej, czyli schowany za fasadą psychodeliczny świat wyobraźni pełen wizji. To wszystko dzieje się gdzieś na pograniczu halucynacji, obłędu i snu. Wydaje się, że to przyjemna kołysanka, ale miejscami kończąca się drenażem mózgu.
Pamiętając "There's The Devil Waiting Outside Your Door", trudno nie docenić odwagi K., choć z drugiej strony chwilami żałuje się, że łodzianin nie poszedł w kierunku obranym na debiucie i nie rozwinął ówczesnych pomysłów. Taki album jak "Lord said Go to the Devil" mógł jeszcze zaczekać. Choć oczywiście na taki scenariusz nigdy nie będzie za późno, pod warunkiem, że K. wciąż będzie nagrywał. Jeśli jego muzykę poznajecie dopiero teraz, najpierw sięgnijcie po debiut, a dopiero w drugiej kolejności po jego następcę. Słowem, najpierw przyjemność, potem diabeł.
Mimo że ta płyta wymaga dość dużo od sięgającego po nią słuchacza, to wbrew pozorom nie jest nudna, jak niestety dość często bywa z ambientowymi krążkami. W tej muzyce dzieje się sporo, ale żeby to usłyszeć, najlepiej założyć słuchawki. Wówczas można dostrzec coś więcej, czyli schowany za fasadą psychodeliczny świat wyobraźni pełen wizji. To wszystko dzieje się gdzieś na pograniczu halucynacji, obłędu i snu. Wydaje się, że to przyjemna kołysanka, ale miejscami kończąca się drenażem mózgu.
Pamiętając "There's The Devil Waiting Outside Your Door", trudno nie docenić odwagi K., choć z drugiej strony chwilami żałuje się, że łodzianin nie poszedł w kierunku obranym na debiucie i nie rozwinął ówczesnych pomysłów. Taki album jak "Lord said Go to the Devil" mógł jeszcze zaczekać. Choć oczywiście na taki scenariusz nigdy nie będzie za późno, pod warunkiem, że K. wciąż będzie nagrywał. Jeśli jego muzykę poznajecie dopiero teraz, najpierw sięgnijcie po debiut, a dopiero w drugiej kolejności po jego następcę. Słowem, najpierw przyjemność, potem diabeł.
Okładka "Lord said Go to the Devil" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz