Swego czasu w jednym z maili poproszono mnie o adres korespondencyjny. Niedługo później okazało się, że w radiowej przegródce czeka na mnie debiutancka epka mało jeszcze wtedy rozpoznawalnego puławskiego Servants of Silence. Gdy kilkanaście miesięcy temu opowiadałem Wam o tym czteroutworowym wydawnictwie, wyraziłem nadzieję, że kiedyś obok tej skromnie wyglądającej płyty CD-R będę mógł postawić jeszcze ciekawszy regularny już krążek. I tak też teraz się stało za sprawą "Two Billion Seconds".
Servants of Silence / Fot. facebook.com/servantsofsilence |
To niemal godzina przemyślanego i miejscami zaskakująco dojrzałego jak na debiutantów instrumentalnego post rocka. Paradoksalnie jednak o takich rodzimych wydawnictwach pisze i mówi się coraz trudniej, gdyż jest ich coraz więcej, wyraźnie korespondują ze sobą w obrębie dość wąskich ram gatunku, a i większość z nich naprawdę może się podobać. Dlatego najprościej i chyba najtrafniej jest stwierdzić, że na "Two Billion Seconds" znajdziemy dużo tego, co w tej muzyce przyciąga najbardziej. Jest przestrzeń, są emocje, melodie i wyraźnie pobudzająca słuchacza energia, miejscami przeplatana refleksją. Poza dwoma wyjątkami puławianie zdecydowanie postawili na dłuższe kompozycje, zatem chwila z tym albumem nie wystarczy. Tu trzeba nieco więcej czasu i skupienia, by ta swoista inwestycja zwróciła się. Najlepiej zabrać ze sobą ten album, wychodząc z domu lub włożyć do odtwarzacza i puścić go sobie w tle. Choć oczywiście nic nie zastąpi wysłuchania tych nagrań na koncercie.
Nie oczekujcie rewolucji, nie spodziewajcie się wizjonerstwa i sensacji. Sięgnijcie po tę płytę, by poznać kolejnego ciekawego rodzimego przedstawiciela gatunku. A jeśli jeszcze nie znacie żadnego poza powszechnie rozpoznawalnym już Tides From Nebula, śmiało możecie zacząć właśnie od tego. Niewykluczone, że po wysłuchaniu "Two Billion Seconds" postanowicie poszukać w rodzimej sieci czegoś więcej. Zapewniam, że jest w czym wybierać.
Mimo dawnego minięcia apogeum tej muzyki na Zachodzie, krajowy post rock ma się coraz lepiej. I mimo że czasem jedna płyta może kojarzyć się z drugą, to nie powinniśmy jeszcze mówić, czy nawet myśleć, o przesycie. Wynika to z faktu, jak wiele grup działa samodzielnie, wydając swoje nagrania i wspólnie organizując koncerty. W ten sposób, bez ingerencji wytwórni, samoistnie konsoliduje się scena, przed której członkami jeszcze co najmniej kilka lat intensywnej, wznoszącej działalności, w tym także przed Servants of Silence.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz