Najwyraźniej Hans i Rene Rutten z The Gathering usiedli i bardzo solidnie przedyskutowali obecną kondycję zespołu oraz pomysły na nową płytę. Wszystko wskazuje na to, że podjęli słuszne decyzje, dzięki czemu po raz pierwszy od czasu odejścia z zespołu Anneke van Giersbergen w nasze ręce trafił album mogący zadowolić nawet sympatyków owej wokalistki. Wystarczyły proste zabiegi.
The Gathering / Fot. gathering.nl |
Gdy w 2009 r. Silje Wergeland przychodziła do The Gathering, oczekiwania były olbrzymie i najwyraźniej muzycy jednoznacznie powiedzieli jej, że ma śpiewać podobnie do Anneke. Finka zrobiła, co mogła i tak powstał raczej chłodno przyjęty album "The West Pole". Jej głos miotał się pomiędzy manierą wokalną poprzedniczki a wcześniejszymi dokonaniami w Octavia Sperati. Na wydanym w 2012 r. "Disclosure" było nieco lepiej, ale ten album również nie przekonywał, zarówno muzycznie jak i wokalnie. Teraz coś się zmieniło. Po pierwsze, na mającym niedawno premierę "Afterwords" bracia Rutten zwolnili, zdecydowanie stawiając na znany już sobie zabieg trip-hopowego wyciszenia kosztem typowo rockowych gitar. Choć należy wspomnieć, że cztery nowe kompozycje powstały w oparciu o pomysły z "Disclosure", a i są tu nagrania, które znalazły się na epce "Afterlights" z 2012 r. Po drugie, na tym albumie muzyka ma wyraźną przewagę ilościową nad głosem Silje. Po trzecie zaś, Finka albo poczuła się pewniej, albo po raz pierwszy dano jej zdecydowanie więcej swobody, nawet w sytuacji, gdy jej głos słyszymy rzadziej. Owszem, w jej partiach wokalnych czasem jeszcze słychać Anneke, ale mimo wszystko teraz brzmi lepiej, autentyczniej.
W przypadku The Gathering zawsze byłem ortodoksem, często wracającym do doomowej przeszłości zespołu, a później i wspominającym jego największe sukcesy za czasów Anneke oraz ówczesne wizyty Holendrów w naszym kraju. Płyt z Silje Wergeland słuchałem raczej z dziennikarskiego obowiązku, ale jak się okazało do trzech razy sztuka. "Afterwords" daje muzykom szansę przestania bycia postrzeganymi wyłącznie przez pryzmat zmiany wokalistki. Stare The Gathering już nigdy nie wróci, ale może teraz na naszych oczach rodzi takie się, które pogodzi wszystkich. A co do przeszłości, miłą niespodzianką na "Afterwords" okazał się gościnny udział Barta Smitsa, współzałożyciela The Gathering i wokalisty z czasów demówek oraz debiutanckiego "Always", wydanego w 1992 r. Zaśpiewał w tytułowym nagraniu i trzeba przyznać, że zrobił to naprawdę dobrze. Poniżej znajdziecie teledysk promujący "Afterwords".
W przypadku The Gathering zawsze byłem ortodoksem, często wracającym do doomowej przeszłości zespołu, a później i wspominającym jego największe sukcesy za czasów Anneke oraz ówczesne wizyty Holendrów w naszym kraju. Płyt z Silje Wergeland słuchałem raczej z dziennikarskiego obowiązku, ale jak się okazało do trzech razy sztuka. "Afterwords" daje muzykom szansę przestania bycia postrzeganymi wyłącznie przez pryzmat zmiany wokalistki. Stare The Gathering już nigdy nie wróci, ale może teraz na naszych oczach rodzi takie się, które pogodzi wszystkich. A co do przeszłości, miłą niespodzianką na "Afterwords" okazał się gościnny udział Barta Smitsa, współzałożyciela The Gathering i wokalisty z czasów demówek oraz debiutanckiego "Always", wydanego w 1992 r. Zaśpiewał w tytułowym nagraniu i trzeba przyznać, że zrobił to naprawdę dobrze. Poniżej znajdziecie teledysk promujący "Afterwords".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz