Kiedy człowiek jest zmęczony otaczającą go sztucznością, plastikiem, tandetnością tego, co na każdym kroku próbuje mu się podsunąć, zazwyczaj stara się uciec, wracając do prostoty, do tego, od czego niedaleko jest do szczerości i autentyczności, dóbr w naszych czasach jakże deficytowych. Podobnie jest również z muzyką. Chcąc zapomnieć o tym, co aż krzyczy, nawet nie tyle do mnie co raczej na mnie, za pośrednictwem środków masowego przekazu, sięgam po płyty jakże dalekie od tego, z czym mam styczność na co dzień. Dlaczego? By choć na chwilę zatrzymać się, zdobyć się na refleksję, by pomyśleć, by poświęcić uwagę temu, co po prostu mi umyka. A wszystko to znajduję w określonych dźwiękach, do których należą m.in. nagrania stosunkowo mało znanego węgierskiego Orom.
Fot. Arch. zespołu |
Jak na ironię, w języku Madziarów nazwa tego projektu oznacza radość, co już samo w sobie jest swoistą grą prowadzoną przez muzyków. A to dlatego, że tworzą oni melodie pełne melancholii, nostalgii i refleksji. Tu motywami przewodnimi są rozpacz i pustka, czyli uczucia, do których człowiek przyznaje się zazwyczaj niechętnie, czasem udając, że w danej chwili są mu zupełnie obce. Wszystko to słychać w partiach klawiszy, spokojnych dźwiękach akustycznych gitar, smyczkach i szeptanych narracjach. To dość powszechne instrumentarium, ale użyte w odpowiednich rękach potrafi robić niezwykłe wrażenie. Jednak ta muzyka to nie tylko smutek, to również szacunek dla natury, uznanie jej piękną, które pozostaje głównym źródłem inspiracji dla rzeczonych Węgrów. Rozległe lasy, bagna, wrzosowiska spowite poranną mgłą. To obrazy, które nie tylko słuchać, ale i niemalże widać. Nie bez znaczenia są również silne wpływy folkloru, choć raczej w jego powszechnym rozumieniu, niż tym charakterystycznym dla kraju tokaju. Niemniej równie ciekawym.
Okładka płyty "8" |
Słuchając Orom, nie trudno o skojarzenia z Empyrium, zwłaszcza z płytą "Where at Night the Wood Grouse Plays", ale mimo wszystko te wyraźne inspiracje nie ujmują niczego węgierskim muzykom. Sięgnęli oni po podobne instrumentarium co Niemcy i musieli przecież liczyć się z tym, że odbiorcy ich dokonań będą opisywać ich muzykę, nawiązując do grupy Ulfa Theodora Schwadorfa. Widać, uczyli się od najlepszych i z powodzeniem wykorzystali nabytą w ten sposób wiedzę. Do tej pory doczekaliśmy się zaledwie jednej regularnej płyty Węgrów, a i tak pozostaje ona zbiorem nagrań, które ukazały się na pomniejszych wydawnictwach. Krążek zatytułowany "8" został wydany siłami samych muzyków w 2006 r. i szczęśliwie dla nas doczekał się wznowienia trzy lata później. Ciekawie, bardzo ciekawe, jak na tych, którzy jeszcze nie tak dawno grali bezkompromisowy black metal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz