Polskie podziemie to nie tylko muzycy aktywnie działający w dużych miastach, nagrywający w kojarzonych studiach i koncertujący w powszechnie znanych klubach. To także ci, którzy wychodzą na scenę w domach kultury i niewielkich lokalach, grając bardzo często dla grupy znajomych lub skromnej miejscowej społeczności. O takich zespołach mówi się zdecydowanie rzadziej i mimo że dzięki internetowi świat stał się globalną wioską, to muzykom z relatywnie średnich miast i małych miejscowości znacznie trudniej jest nawet nie tyle zaistnieć, co raczej prowadzić aktywną i przede wszystkim ciągłą działalność, zapisując kolejne rozdziały w historii zespołu. Podczas swojej przygody z radiem otrzymałem płyty demo od wielu takich grup, a jedną z nich był powstały w Świdnicy Orchard.
Fot. Arch. zespołu |
Zespół jest rozpoznawalny przede wszystkim na dolnym Śląsku, gdzie z większymi i mniejszymi sukcesami jego muzycy koncertują z przerwami od 1998 r., rzadziej odwiedzając większe miasta, nie licząc stosunkowo niedalekiego Wrocławia. Do tej pory nagrali dwa materiały demo i wydaną własnym sumptem regularną płytę. Na każde z tych wydawnictw trafiły nagrania różniące się między sobą proporcjonalnie do zmian składu, upływającego czasu, pomysłów muzyków i przede wszystkim rozwoju ich umiejętności. A te ostatnie niewątpliwie przełożyły się na charakterystyczny styl Orchad, o sile którego w pierwszej kolejności stanowią melodyjne, choć momentami nieco surowe, utrzymane w wolnych i średnich tempach partie gitach oraz ich akustyczne odpowiedniki. Dzięki temu muzyka niesie ze sobą nastrój, mimo że w wykorzystanym instrumentarium zespołu na próżno szukać np. klawiszy. Całej tej stylistyce najbliżej do doom metalu, ale zamykanie tych dźwięków wyłącznie w owej szufladzie byłoby niesprawiedliwe. Owszem, dużo tu melancholii i refleksji, ale nie brakuje również urozmaicenia, szybszych, ciekawych, momentów i melodyjnej, niemalże progresywnej, spontaniczności, która może przypominać m.in. wczesne Opeth. Pozostając przy swobodnych odniesieniach wymieniłbym również My Dying Bride, dzięki niektórym partiom wokalnym, i Mordor z czasów "A Prayer to...", które na myśl przywodzą mi wybrane solowe partie gitar. Trzeba jednak podkreślić, że wszystkie te zespoły to niczego nie ujmujące muzykom skojarzenia, gdyż ci bez wątpienia stworzyli wspomniany już charakterystyczny styl Orchard.
Okładka płyty "Orchard II" |
Choć jest to muzyka skromna, to i z całą pewnością solidna. Z drugiej jednak strony trzeba niestety otwarcie przyznać, że za jej sprawą Orchard nie zdobędzie nagle rozgłosu w całej Polsce. Oczywiście, tym samym należy zadać pytanie, czy muzykom w ogóle by na tym zależało, ale odsuwając na bok te rozważania, taki wniosek nasuwa się przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze, to muzyka bardzo silnie osadzona w latach 90., która obecnie pozostaje domeną zainteresowań przede wszystkim fanów gatunku i sympatyków sceny niezależnej. Po drugie, te dźwięki nie są aż na tyle bogate i w pełni oryginalne, by po wysłuchaniu jednego utworu natychmiast szukać możliwości nabycia fizycznego egzemplarza płyty. Jednak mimo to, zachęcam Was do poznania muzyki Orchard i dania tej grupie szansy. Gdybym nie uważał, że warto, nie prezentowałbym jej nagrań podczas naszych spotkań i nie wspominałbym o niej na niniejszej witrynie. W archiwalnych zasobach działu MP3, których warto posłuchać znajdziecie kompletne demo udostępnione przez samych muzyków. Jednak brzmi ono dość surowo i lepiej potraktować je jedynie jako wstęp do zapoznania się z regularną płytą "Orchard II" z 2009 r., która jest nieporównywalnie ciekawsza, zarówno pod względem artystycznym jak i produkcyjnym. Krążek możecie nabyć bezpośrednio od zespołu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz