niedziela, 18 sierpnia 2013

Muzyczny wizjoner

Gdy słucha się Joy Division, zawsze jest mowa o Ianie Curtisie, jego małżeńskich problemach i wewnętrznych rozterkach. Pamięta się również o pozostałych muzykach i Tonym Wilsonie, twórcy Factory Records, dzięki któremu ukazały się dwie jedyne płyty zespołu. Nieco rzadziej niestety, a jeśli już to raczej po macoszemu, wspomina się o niezwykle ważnej osobie, bez której Joy Division nigdy nie stałoby się takim zespołem, jakim jest pamiętanym do dzisiaj. Tym człowiekiem był Martin Hannett, realizator dźwięku i producent, który uczynił "Unknown Pleasures" i "Closer" płytami wyprzedzającymi swoje czasy.

Bernard Summer i Martin Hannett podczas sesji, marzec 1980 r.  /  Fot. Arch. 
W Manchesterze Hannett nie bez powodu jest uważany za postać kultową, twórcę brzmienia tego miasta. To właśnie w nim urodził się, wychował i przez kilkanaście lat miał olbrzymi wpływ na lokalną scenę. Przygodę z realizacją dźwięku zaczynał od zera, w pomniejszych pubach, ale wszystko zmieniło się 1977 r., gdy wyprodukował epkę punkowej grupy The Buzz Cocks, nota bene przed którą nieco później muzycy Joy Division zagrali swój pierwszy koncert. To przyniosło mu duży rozgłos. Gdy Tony Wilson założył Factory Records, zatrudnił Hanetta, który w jego wytwórni z miejsca stał się niekwestionowaną wyrocznią w sprawach dźwięku. Stało się tak przede wszystkim dzięki niezwykłym rezultatom jego nieszablonowego podejścia do pracy w studiu. Dawał spokój muzykowi dopiero wtedy, gdy brzmienie instrumentu odpowiadało temu, co sobie wyobraził. Do legendy przeszły już historie nagrań płyt Joy Division, podczas których perkusista Stephen Morris musiał uderzać w werbel w toalecie i na dachu. Jak się jednak okazało, było warto. Hannett doskonale potrafił wykorzystać wybrane prze siebie miejsce, by osiągnąć zamierzony rezultat, którego na próżno było oszukać w typowym studiu.

Grób Martina Hannetta  /  Fot. enkiri.com
Oprócz dźwiękowej pasji, Martin Hannett miał także zainteresowania, które ostatecznie wpędziły go do grobu. Wieloletnie sięganie po alkohol, heroinę i papierosy doprowadziło do niewydolności jego serca. Pod koniec życia ważył ponad 160 kilogramów. Muzyczny geniusz zmarł w wieku 42 lat. Żył relatywnie krótko, ale niezwykle intensywnie, także zawodowo. Joy Division to zaledwie jeden z zespołów, który zawdzięcza mu swój sukces. W późniejszych latach Martin Hannett odpowiadał również za produkcję płyt bądź singli m.in. Happy Mondays, Stone Roses, U2 i New Order. Dziś pozostaje jedną z niestety coraz szerszego grona nieobecnych już osób, które odgrywały kluczowe role na muzycznej scenie Manchesteru końca lat 70. i całej dekady lat 80. Dzięki dobrodziejstwom techniki i odnalezionym archiwom możemy posłuchać fragmentów jego pracy z Joy Disision. Ich zapisy znalazły się na kompilacjach "Joy Division - Martin Hannett's Personal Mixes" oraz "Joy Division - In The Studio With Martin Hannett". Wspomnijcie kiedyś tego wizjonera. A jeśli chcielibyście poznać go od nieco bardziej rozrywkowej strony, sięgnijcie po film "24 hour Party People", komedii ze Stevenem Cooganem, który wcielając się w Tony'ego Wilsona, przybliża szaleństwa muzycznej rewolucji wspominanego Manchesteru. Poniżej zaś znajdziecie fragment telewizyjnego programu prawdziwego Tony'ego Wilsona, w którym Martin Hannett opowiada o swojej pracy. 

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Hannett to był gość!