niedziela, 4 sierpnia 2013

Drzwi do labiryntu

Brazylia to nie tylko Sarcofago, Sepultura, czy chociażby prężnie działające podziemie doom i blackmetalowych inicjatyw, tak charakterystycznych dla Ameryki Południowej. To również coraz liczniejsze grono gitarowych eksperymentatorów spod znaku post rocka, z których swego czasu moją uwagę skutecznie przyciągnęło stosunkowo mało znane w Polsce Labirinto.

Fot. facebook.com/labirintoband
Zespół powstał dziesięć lat temu w Sao Paulo, choć tak naprawę wówczas bardziej był to jeszcze raczej pomysł grupy zapaleńców niż aktywnie działający kolektyw. Ale jak się okazało, cierpliwość popłaciła. Odpowiednio trzy i cześć lat później ukazały się dwie epki Labirinto, które co prawda nie grzeszyły produkcją, najpewniej z braku odpowiednich środków, ale oba te wydawnictwa wyraźnie zasygnalizowały spore możliwości drzemiące w muzykach. "Cinza" i "Etereo" otworzyły Brazylijczykom drogę do "Anatemy", długo wyczekiwanej debiutanckiej płyty, ostatecznie wydanej w 2009 r.



Niby wszystko jest jasne, niby to typowy instrumentalny post rock poszerzony o skrzypce, wiolonczelę, drugą perkusję, a nawet partie sitaru. Jednak wszystkie te elementy muzycy połączyli ze sobą w taki sposób, że całość zyskała diametralnie nowy wymiar, tym samym przynosząc Brazylijczykom niemały rozgłos już nie tylko w środowisku najdociekliwszych sympatyków takich dźwięków. Z drugiej jednak strony, trudno zliczyć tu rozwiązania typowe dla samego gatunku, które słyszeliśmy już tysiące razy. Chwilami aż żałuje się, że konstrukcja niemal każdego utworu z "Anatemy" to narastające tempa i leniwe granie, które dopiero w końcowych fazach nagrania robią się naprawdę ciekawe, dowodząc bezkresu muzycznej wyobraźni kompozytorów. Najwyraźniej większości przedstawicieli gatunku trudno odejść od tego zabiegu i niewielu muzyków jest na to gotowych. Choć niewątpliwie, ujmując rzecz z przekąsem, Labirinto czyni pewne postępy, o czym świadczy poniższe nagranie z dopiero co wydanego splitu z dobrze nam znanym Thisquietarmy.  


Obecnie w post rocku trudno już wymyślić coś nowego, dlatego mimo wszystko warto doceniać choćby umiejętne łączenie tego, co już znamy. Oczywiście, nie jest to niemożliwe, ale musielibyśmy chyba doczekać się kogoś na miarę wizjonera, a ktoś taki raczej nie ma zwyczaju przychodzić zbyt prędko. Zatem do tego czasu można przekroczyć próg stojących przed nami otworem muzycznych drzwi do Labiryntu. Zresztą, te same drzwi stoją tworem przed samym Labirynto. Nawet nie trzeba pukać.

Brak komentarzy: