To zadziwiające, jak wiele są w stanie zrobić wytwórnie płytowe, byle tylko raz jeszcze sprzedać nam to samo. Uciekają się do najróżniejszych sztuczek, by po reedycję sięgnął nawet ten, kto w swoich zbiorach posiada już pierwsze wydanie danego albumu. Sposobów jest wiele i skutecznych na tyle, że czasem naprawdę trudno oprzeć się pokusie. Teraz też nie będzie to proste. Nakładem Century Media ukazało się kolejne wznowienie "Wildhoney" Tiamat. Na dołączonej drugiej płycie znajdziemy koncert, jaki Szwedzi zagrali w Krakowie 13 stycznia 2005 r.
|
Tiamat z czasów "Wildhoney" / Fot. Century Media |
"Dziki miód" to bezsprzecznie największy artystyczny i zarazem komercyjny sukces Tiamat. Wydany w 1994 r. krążek przeszedł do klasyki klimatycznego grania i wciąż cieszy się niesłabnącym uznaniem. Zawarte na nim połączenie ciężkich gitar, klawiszy, rockowych, miejscami progresywnych, rozwiązań i przełożenie się tak powstałej muzyki na iście psychodeliczno-narkotyczny nastrój zaowocowało czymś niezwykłym. Olbrzymi wpływ na finalny efekt pracy Szwedów miał produkujący ten album Waldemar Sorychta. Gdyby nie on, "Wildhoney" nie brzmiałoby tak, jak brzmi. To właśnie m.in. dlatego czwarty album Tiamat był bodajże aż dwukrotnie wznawiany. Niegdyś ponownie ukazywał się w standardowym wydaniu. Innym razem dołączono do niego epkę "Gaia" oraz swego czasu wydany na kompakcie w ścisłym nakładzie, a w Polsce jedynie na kasecie, koncert "Wild-Live in Stockholm". Teraz zaś Centry Media jeszcze raz postanowiło zarobić na tym wydawnictwie kilka euro. Do najnowszego wznowienia "Wildhoney" dołączono płytę z koncertem, jaki Szwedzi zagrali w Krakowie w 2005 r. Ściślej rzecz ujmując, jest to ścieżka dźwiękowa z wydanego rok później dvd "Church of Tiamat" zawierającego nagranie tegoż występu. Co prawda, był on już dostępny w wersji audio, ale jedynie w specjalnym limitowanym kilkunastopłytowym boksie. Teraz jest osiągalny bez większych ograniczeń. Pytanie tylko, czy warto?
|
Okładka "Wildhoney", 1994 r. |
Trudno, by ktoś cenił sobie Tiamat i nie posiadał fizycznej kopii "Wildhoney", ale jeśli jakimś cudem tak jest, to śmiało powinien sięgnąć po najnowsze wznowienie tego albumu. Nie tylko ze względu na zawartość samej płyty, bo przecież przyjemnie słucha się zarejestrowanego w naszym kraju koncertu uznanej zagranicznej grupy. Zdecydowanie większy dylemat będą mieli ci, których jest zdecydowanie więcej. Czy ma sens kupować tę płytę raz jeszcze ze względu na dołączony do niej koncert? Na to pytanie każdy musi już odpowiedzieć sobie sam. I to niezależnie od tego, czy w styczniu 2005 r. był Krakowie, czy też nie. Przyznam, że osobiście jeszcze nie podjąłem decyzji. Poniżej znajdziecie fragment wspomnianego koncertu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz