wtorek, 25 sierpnia 2015

Zapomniany epizod muzyka Riverside

Przypadające w tym roku dwudziestolecie ukazania się ważnych płyt i taśm magnetofonowych jest tak pokaźnym zbiorem wydawnictw, że nie ma miesiąca, by od jakiejś premiery nie minęły dokładnie dwie dekady. A czemu 1995 r.? Wówczas to przypadało apogeum szeroko rozumianego klimatycznego grania i metalu samego w sobie. Rozpędzona na przełomie lat 80. i 90. maszyna mknęła w najlepsze. Co prawda, dość szybko zaczęła ostro hamować na skutek gitarowo-elektronicznych eksperymentów, ale do tego momentu pozostawały jeszcze trzy-cztery lata złotych czasów ciężkiego grania. Jednak wydane wówczas i doskonale pamiętane do dziś płyty to nie wszystko. Pozostają jeszcze przecież te kojarzone co najwyżej z nazwy za sprawą notek biograficznych lub efektów poszukiwań bardziej dociekliwych płytowych szaleńców. Oczywiście, mówiąc niekiedy delikatnie, nie wszystkie przetrwały próbę czasu, ale z biegiem lat, na skutek zbiegów okoliczności i personalnych zawirowań, zasłużyły na to, by wyciągnąć je z otchłani i przede wszystkim przybliżyć ich zawartość. Za przykład niech posłuży wydana dokładnie dwadzieścia lat temu taśma pewnego zapomnianego już warszawskiego zespołu, w którym swego czasu grał powszechnie znany dziś współzałożyciel Riverside.

Wczesne Riverside, Piotr Kozieradzki pierwszy z prawej  /  Fot. m00n
Jeśli ktoś napotkał na swojej drodze Piotra Kozieradzkiego, szerzej znanego jako Mitloff, wie, że lepiej facetowi nie wchodzić w paradę. W końcu nieprzypadkowo mówi się, że małe jest piękne, ale duży może więcej. W latach 90. perkusista Riverside był dość barwną i kontrowersyjną postacią, doskonale znaną na warszawskiej scenie. Rozpoznawalność i szacunek zyskał przede wszystkim tym, co przez dwanaście lat wyczyniał za bębnami  we wciąż działającym i powszechnie znanym deathmetalowym Hate. Samo granie to jednak nie wszystko. Co ciekawe, to właśnie on namówił Pawła Mazura, by ten reaktywował Pandemonium, ze względów prawnych działające wówczas pod zmienioną nazwą Domain. Przez jakiś czas wydawał także płyty pod szyldem Apocalypse Productions, a w katalogu miał m.in. krążki Imperator, Medebor, Eternal Tear, Christ Agony, Gortal czy Unnamed, w którym nota bene grał Piotr Grudziński, gitarzysta Riverside. Był także współudziałowcem warszawskiego klubu Progresja. Jednakże to wszystko jest powszechnie znane. O wiele mniej osób wie, że wspominany perkusista miał także pewien zapomniany już doommetalowy epizod. 

Dark Prophecies, najpewniej w okolicach 1991 r.  Fot. Metal-Archives
Dziś o warszawskim Dark Prophecies mało kto pamięta, ale z drugiej strony to też nie dziwi. Ostatecznie muzycy pozostawili po sobie zaledwie dwie samodzielnie wydane taśmy demo, z których warto wymienić przede wszystkim tą drugą z 1995 r. To własnie w nagraniach kasety "On the Edge of Black Eternity" wziął udział wspominany pan Kozieradzki. Na ile był studiu gościem, a na ile członkiem Dark Prophecies, to już trzeba by zapytać o to samego zainteresowanego. Nie zmienia to jednak faktu, że w latach 90. owy perkusista raczej nie przyzwyczajał nas do takiego grania. Zwykł o wiele szybciej i brutalniej uderzać w werbel i talerze. A jak to w doom metalu bywa, w przypadku Dark Prophecies jest przede wszystkim wolniej, miejscami wręcz nastrojowo, ale i surowe, "śmiertelne" korzenie gatunku również wyraźnie usłychać.

Nagranie otwierające taśmę "On The Edge of Black Eternity"



W latach 90. w Polsce takich zespołów było dużo i dziś trudno jakoś szczególnie wyróżnić warszawiaków. Jednak z pewnością pozostała po nich muzyka jest w pełni reprezentatywna dla tamtych czasów, a co za tym idzie, w XXI w. ucieszy wszystkich znudzonych obecnymi trendami i w konsekwencji poszukujących surowego, w zasadzie nawet oldschoolowo brzmiącego już, połączenia doom i death metalu. To prawda, że większość kompozycji powstała w oparciu o jeden wyraźny schemat twórczy, ale co po latach jest kluczowe, słychać tu podziemie oraz autentyczność, która może nie do końca szła w parze z oryginalnością, ale była i jest nadal. Momentami aż chciałoby się, by te nastrojowe zwolnienia, wypełnione melodyjnymi partiami gitar i śladowymi klawiszami, brzmiały dłużej. Chciałoby się, by to na nich oparto konstrukcję utworów, gdyż to właśnie w tych momentach Dark Propchecies brzmi majestatycznie, dostojnie, po prostu najciekawiej dzięki oddalaniu się od ówczesnej typowej deathmetalowej partytury.

Nagrany raz jeszcze utwór, który pierwotnie trafił na demo "Vergil" z 1991 r.  



Trudno zaprzeczyć, że dziś Dark Prophecies to w znacznej mierze muzyczna ciekawostka, o której wiedziałoby jeszcze mniej osób, gdyby nie odnotowany w niej udział Piotra Kozieradzkiego. Taśma "On the Edge of Black Eternity" ma jednak swój charakterystyczny urok i w zasadzie obecnie pozostaje białym krukiem dla wszystkich chcących zgłębić wydawniczą przeszłość obecnych muzyków Riverside i zarazem wejść w posiadanie fizycznych kopii tego, co pozostawili za swoimi plecami. A trzeba przyznać, że trochę tego jest, także w przypadku m.in. Piotra Grudzińskiego, o czym więcej możecie przeczytać tutaj. 4 września ukaże się "Love, Fear and The Time Machine", nowa płyta Riverside. To dobra okazja, by dla kontrastu spojrzeć w przeszłość. 

Brak komentarzy: