wtorek, 1 września 2015

Księżycowy eklektyzm

Gdy w lutym tego roku po raz pierwszy opowiadałem Wam o rzeszowskim Hidden By Ivy, byłem przekonany, że za sprawą skromnej cyfrowej epki "To Abandon" panowie Tomaszczuk i Turaj dają nam wszelkie podstawy, by faktycznie zaczekać na zapowiadaną przez nich regularną płytę. Zatem zaczekałem i dość nieoczekiwanie, bez żadnej wcześniejszej informacji, pewnego wieczoru w radiowej przegródce znalazłem ten album. "Acedia" ukaże się 4 września i już teraz można powiedzieć, że powinna wzbudzić znacznie większe zainteresowanie, niż moglibyśmy spodziewać się tego po muzyce spod znaku Księżyca.

Hidden By Ivy  /  Fot.  facebook.com/hiddenbyivy
Kluczowe są tutaj dwa elementy - gatunkowy eklektyzm i nagrania na pograniczu utworów i piosenek. To sprawia, że muzyka brzmi niby znajomo, niby wszystko jest jasne, ale właśnie nie do końca. Tym samym stanowi to największą zaletę debiutu Hidden By Ivy i zarazem dowodzi bardzo umiejętnego rozwinięcia pomysłów z cyfrowego debiutu. Co ważne, nie słychać tu toporności, niestety dość często spotykanej na rodzimych wydawnictwach. W zasadzie wszystkie nagrania brzmią lekko, przestrzennie, a zdecydowana większość z nich wciąga pełnią nastroju i melodii. To z kolei efekt balansowania na pograniczu darkwave, ambientu, rocka, trip hopu i klasycznych już inspiracji z lat największej świetności wytwórni 4AD. W zasadzie im więcej melancholii w tej muzyce, tym brzmi ona ciekawiej.



To prawda, że miejscami jest tak lekko, śpiewnie i zwiewnie, że muzycy zbliżają się do granicy popu, ale szczęśliwie nie przekraczają jej, udanie, w piosenkowy wręcz sposób, urozmaicając sztywne ramy wymieszanych gatunków. Trudno powiedzieć, na ile to łagodne oblicze powstało w sposób naturalny, a na ile było odgórnym założeniem. Niemniej to właśnie ono intryguje w pierwszej kolejności i sprawia, że chce dać się szansę tej muzyce. W końcu większa subtelność obnaża wszelkie niedociągnięcia, zwłaszcza te wokalne, a tutaj Rafał Tomaszczuk w pełni się sprawdził. Charakterystyczność wokalu idzie w parze z muzyką, za którą niemal w pełni odpowiada Andrzej Tutaj. Jest bogata, zróżnicowana i zwyczajnie miła dla ucha. Panowie kolegialnie po połowie stworzyli coś, co już teraz można określić stylem Hidden By Ivy. Owszem, mocno inspirowanym, ale własnym.



"Acedia" to kontrolowany księżycowy eklektyzm, z którego powstało coś ciekawego. Słyszymy tu bardzo dobrze wyprodukowany kawałek muzyki, za sprawą którego rzeszowianie zasłużyli na kilka dobrych słów, co miejmy nadzieję zachęci ich do dalszej pracy. Jestem przekonany, na ile to oczywiście teraz możliwe, że tą płytą wzbudzą zainteresowanie, z którym indywidualnie jeszcze się nie spotkali. Zasłużyli.

Brak komentarzy: