Przypatrując się ostatnim poczynaniom Pandemonium, każdy złośliwy, a tych przecież wśród pokaźnego grona użytkowników rodzimej sieci nie brakuje, zwróci uwagę, że ostatnio częściej mamy do czynienia raczej z nowymi wydawnictwami łodzian niż ich nowymi utworami. Jak to możliwe? Niemal co do dnia trzy lata temu ukazało się "Misantrophy", ostatnia jak dotąd regularna płyta Pandemonium, a od tamtej pory w nasze ręce trafiły kolejne już reedycje demo "Deviliri" oraz debiutanckiej płyty "The Ancient Catatonia". Co więcej, obie pozycje zostały poszerzone o to, co starsi sympatycy zespołu pamiętają z ich drugich wydań, jakie ukazały się za sprawą nieistniejącej już Apocalypse Productions. Były one wówczas poszerzone o zapis występu z ciechanowskiego festiwalu S'thrash'ydlo z 1991 r. oraz nagranej rok wcześniej na próbie taśmy demo. Słowem, pod względem zawartości to w praktyce reedycje reedycji. Ale to nie koniec. W ubiegłym roku ukazał się skromny premierowy singiel "Przyjdź królestwo twoje", zaś teraz w nasze ręce trafia nie wyczekiwana płyta, a kompilacja, na której pojawia się również zaledwie jedna nowa autorska kompozycja oraz premierowy cover. Zdecydowanie za mało. Są jednak pewne zalety, a w zasadzie jedna.
Pandemonium / Fot. facebook.com/pandemoniumpl |
"Bones Will Rise From The Ground" to niespełna godzina muzyki, na którą składa się w sumie czternaście nagrań. Kluczowe dla całego wydawnictwa pozostaje pięć z nich. Tworzą je premierowe "In Lord We Trust", cover Bathory "Equimanthorn", a także alternatywne miksy trzech utworów z płyt "Hellspawn" i "Misanthropy w postaci nagrań tytułowych oraz "Only The Dead Will See The End Of War". Zestawienie zamyka zapis koncertu Pandemonium, który odbył się 2005 r. w łódzkim klubie Lokomotywa. Szkoda, że jego jakość to odpowiednik bootlegu. W zasadzie łodzianie nigdy nie mieli szczęścia do nagrań koncertowych. Jak dotąd żadne z tych, jakie znajdziemy na ich oficjalnych wydawnictwach, nie miało produkcji z prawdziwego zdarzenia. Szkoda.
Zaś co do zalet, to bezsprzecznie najjaśniejszym punktem "Bones Will Rise From The Ground" pozostaje premierowe "In Lord We Trust". To kolejny po singlu "Przyjdź królestwo twoje" przykład kierunku, który obrał Paweł Mazur. Jest ciężko, dostojnie, nie za szybko i z odpowiednim nastrojem. Takie Pandemonium sprawdza się najlepiej i takiego słucha się najprzyjemniej. Można jedynie żałować, że nowe utwory ograniczono zaledwie do jednego. Owszem, jest jeszcze wspominane opracowanie "Equimanthorn" Bathory, ale to nie to samo. A co z nowymi miksami starszych nagrań? Dobrze, że są. Wszak nikomu nie powinny zawadzać, jednak niewątpliwie pozostają w tyle za premierową kompozycją. Nie dlatego, że nie są udane. To poczucie wynika raczej z głodu nowych utworów. Czekamy dość długo, ale niestety nie ma ich za wiele. A przecież potencjał i pomysły najwyraźniej wciąż są.
Zaś co do zalet, to bezsprzecznie najjaśniejszym punktem "Bones Will Rise From The Ground" pozostaje premierowe "In Lord We Trust". To kolejny po singlu "Przyjdź królestwo twoje" przykład kierunku, który obrał Paweł Mazur. Jest ciężko, dostojnie, nie za szybko i z odpowiednim nastrojem. Takie Pandemonium sprawdza się najlepiej i takiego słucha się najprzyjemniej. Można jedynie żałować, że nowe utwory ograniczono zaledwie do jednego. Owszem, jest jeszcze wspominane opracowanie "Equimanthorn" Bathory, ale to nie to samo. A co z nowymi miksami starszych nagrań? Dobrze, że są. Wszak nikomu nie powinny zawadzać, jednak niewątpliwie pozostają w tyle za premierową kompozycją. Nie dlatego, że nie są udane. To poczucie wynika raczej z głodu nowych utworów. Czekamy dość długo, ale niestety nie ma ich za wiele. A przecież potencjał i pomysły najwyraźniej wciąż są.
Podążając za tytułem "Bones Will Rise From The Ground", trzeba przyznać, że ta kompilacja to faktycznie w jakiejś mierze coś, co powstało samo lub sprawnym ruchem zostało wyciągnięte spod ziemi. Owszem, sprawia przyzwoite wrażenie, ale dobrze wiemy, że pociągających za sznurki stać na znacznie więcej. Trudno powiedzieć, na ile ta premiera jest podtrzymaniem wydawniczego cyklu w obliczu braku materiału na regularny album, a w jakiej mierze mamy tu do czynienia z ukłonem w stronę fanów i świadomym zaostrzaniem ich apetytów. Teraz tego nie rozstrzygniemy, ale czas rozwieje wszelkie wątpliwości. Pandemonium to legenda, ale i wielka odpowiedzialność, która z biegiem kolejnych lat działalności wywiera coraz większy nacisk na barki muzyków. Oby nie zabrakło im siły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz