W 1999 r. za pośrednictwem popularnego serwisu aukcyjnego nabyłem płytę "The Time of Knight's Return" niejakiej krakowskiej Lacrimy. Przypadkiem okazało się, że to skromne wydawnictwo cd-r, jakością zdecydowanie bardziej przypominające demo niż pełnoprawny album, pozyskałem bezpośrednio od Kuby Morawskiego, czyli gitarzysty i wokalisty rzeczonej grupy. Przyjemne dla ucha melancholijne doomowe dźwięki przypadły mi do gustu i od tamtej pory zacząłem obserwować poczynania krakowian. Śledziłem niezliczone zmiany składu, przerywanie i wznawianie działalności oraz rodzące się w bólach kolejne samodzielnie wydawane krążki. W tym wszystkim największe wrażenie robiła na mnie może nie tyle sama muzyka, choć zawsze miałem do niej sentyment, co raczej upór i potencjalne wyrzeczenia jednego człowieka. Tym razem doprowadziło to do ukazania się "A Story from Limbo", specjalnego wydawnictwa podsumowującego umowne 18 lat istnienia Łzy. Umowne, bo rzeczywiste początki Lacrimy to połowa lat 90.
Kuba Morawski / Fot. facebook.com/lacrimapl |
To wydawnictwo w znacznej mierze ucieszy wszystkich dobrze pamiętających rozwój muzycznych wypadków ostatniej dekady XX w. oraz młodszych, poszukujących czegoś, czego obecnie raczej się nie gra. Na "A Story from Limbo" składa się jedenaście na nowo nagranych kompozycji, w znacznej mierze pochodzących z debiutanckiego demo "Prisoners of Time", które nota bene mało kto w ogóle miał w rękach, oraz wspominanej wcześniej płyty "The Time of Knight's Return". Zestawienie uzupełniają nagrania z epki "Innocent Incarnations" oraz zamykające całość "Alar Shadows" z wydanego w 2011 r. albumu "Old Man's Hands".
Wszystkie te kompozycje, głównie fakt ponownego ich nagrania, to wyraz czystego sentymentu oraz tkwiącej gdzieś w środku tęsknoty za ostatnią dekadą ubiegłego stulecia, gdy nie liczyło się pędzenie w ku uciesze diabła, lecz prym wiodły melodia, nastrój i refleksja. Z pewnością w jakiejś mierze to także spełnienie dla Kuby Morawskiego i poukładanie dość zagmatwanej przeszłości zespołu, pełnej przeciwności losu i zawirowań personalnych. Ostatecznie zaś za sprawą "A story from Limbo" udało się również ocalić nieco starszych nagrań, które przepadłyby bez wieści na nienadających się już o użytku płytach cd-r i dla większości osób pozostałyby jedynie wzmianką w biografii zespołu. Szczęśliwie stało się inaczej.
Z dzisiejszego punktu widzenia Lacrima gra wręcz archiwalno-muzealną muzykę, ale wątpię by krakowianie chcieli grać inną. Trudno nie odnieść wrażenia, że w istocie to kolektyw fanów klimatycznego grania grających dla fanów takich dźwięków. Co w tym złego? Nic. Są konkretni nadawcy i konkretni odbiorcy. Inna sprawa, że tak już się nie gra, zatem paradoksalnie w jakiejś mierze "A Story from Limbo" mocno zyskuje. Idąc za tytułem jednego z utworów Lacrimy, można by powiedzieć, że to wydawnictwo pozostaje kielichem wspomnień. Wystarczy się z niego napić, a przeszłość wróci sama. Odsłuch całej kompilacji znajdziecie tutaj. A co więcej, obecnie dzięki decyzji muzyków możecie ją pobrać bez finansowych zobowiązań. Z kolei co bardziej dociekliwi mogą również rozejrzeć się za fizycznymi egzemplarzami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz