Gdy w 2007 r. rodzima Requiem Records wydała debiutancką płytę sopockiego Klimt, ta w zasadzie przepadła w natłoku premier innych, bardziej uznanych i rozpoznawalnych wydawnictw. Dopiero po jakimś czasie, gdy okazało się, że "Jesienne odcienie melancholii" to naprawdę kawałek dobrej muzyki, pocztą pantoflową rozeszła się wieść, która wyszła poza krąg najbardziej zagorzałych sympatyków shoegaze'u i post rocka. I tak Antoni Budziński przestał być anonimowym muzykiem. Trzy lata później za sprawą Polskiego Radia doczekaliśmy się "Agape", dźwięków ze znacznie większą domieszką światła, optymizmu, melodii i marzeń. A teraz? 9 lutego ukaże się trzeci album Klimt.
Antoni Budziński / Fot. facebook.com/klimtpl |
Wszystko wskazuje na to, że "Genesa" w znaczący sposób będzie różniła się od poprzedniczek. Przedpremierowe odsłuchy to wyraźna dawka przestrzennej elektroniki, klawiszy i ambientu, które najwyraźniej wyeksponowano kosztem gitar. Płyta zapowiada się na spokojną, dojrzałą i, ku być może zaskoczeniu wielu osób, bez shoegaze'owo-postrockowych wojaży. To dobrze, a nawet bardzo dobrze, gdyż pod szyldem Klimt w nasze ręce powinno trafić coś nowego i wiele wskazuje na to, że tak też się stanie.
Co ciekawe zakończenie nagrywania "Genesy" Antoni Budziński oznajmił niemal dokładnie rok temu. Jednak zaskakująco tuż po tym nastała wielomiesięczna cisza, a po niej ni stąd ni zowąd poznaliśmy rzeczoną datę premiery. By mieć pełny obraz trzeciego albumu Klimt, musimy zaczekać jeszcze miesiąc, ale pierwsze zdanie możemy wyrobić sobie już teraz na podstawie powyższego nagrania i poniższego teledysku. Gdy płyta znajdzie się w moich rękach, z pewnością zabiorę ją na nasze spotkanie i wówczas będziemy mogli sprawdzić, jak te przyjemne dla ucha zapowiedzi mają się do rzeczywistości.
1 komentarz:
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz