W muzyce coraz trudniej o coś nowego, przełomowego, niezwykłego, od czego nie będziemy mogli się oderwać. A jeśli nawet coś zbliża się do takiej oceny, to zazwyczaj mamy do czynienia z ciekawym wykorzystaniem tego, co już znamy. Dlatego nie pozostaje nic innego, jak zwracać uwagę na wszystkie te wydawnictwa, na których muzycy starają się grać inaczej niż dotychczas, czy to w rodzimym zespole, czy w specjalnie założonym w tym celu pobocznym projekcie. Właśnie, w epoce postmodernizmu pojęcie "inaczej" najwyraźniej zaczyna doganiać "coś nowego". Skutki tego zjawiska są różne, niemniej gdybym nie podzielał tego stwierdzenia, pewnie nie zwróciłbym uwagi na debiut niemieckiego Crone. Ten dwuosobowy projekt właśnie dał o sobie znać za sprawą epki "Gehenna".
Od lewej Markus Renzenbrink i Philipp Jonas / Fot. Prophecy Productions |
Mamy tu do czynienia z czymś, co powstało gdzieś z boku, nieco przy okazji, najwyraźniej jako potrzeba zmiany w odniesieniu do macierzystych zespołów. Crone został założony dwa lata temu z inicjatywy Markusa Renzenbrinka, perkusisty Embedded, oraz Philippa Jonasa, wokalisty, gitarzysty i klawiszowca bardziej zdecydowanie bardziej rozpoznawanego Secrets of The Moon. Obaj muzycy znają się od lat, nie raz wspólnie grali na koncertach. W nawiązaniu do ich muzycznych rodowodów można powiedzieć, że pod nazwą Crone spotkały się death i black metal. Niemniej musiało z tego wyniknąć coś zgoła odmiennego. W przeciwnym razie mało kto by się nimi zainteresował.
Ekpa "Gehenna" to cztery utwory przepełnione rockowymi pomysłami. Miejscami można odnieść wrażenie, że na tym wydawnictwie spotkały się surowa muzyczna codzienność wspomnianych Niemców oraz gitarowe emocje wydawane przez angielską Kscope, chociażby te spod znaku Anathemy. Nie mogło zatem zabraknąć refleksji, balladowych solówek i ewidentnych, z pewnością ku własnej uciesze samych zainteresowanych, śladów czerpnia garściami z rockowej spuścizny. Dużo tu spokoju i stonowanych emocji, zwłaszcza tych kojarzących się z mocno jesienną aurą. Nie lada niespodzianką okazał się również gościnny udział Jarboe. Aż szkoda, że była wokalista Swans pojawiła się tylko w jednym nagraniu. Czyni to zdecydowanie zbyt krótko i zbyt subtelnie, by móc nacieszyć się jej głosem. No ale skoro "Gehenna" to epka zapowiadająca regularną płytę, być może muzykom chodziło o nieco bezczelne zaostrzenie naszych apetytów. Oby.
Na to skromne wydawnictwo składają się nieco nieszablonowo przypomniane szablonowe rockowe standardy. Te wszystkie zwolnienia, gitary akustyczne i skądinąd przebojowe sola brzmią jednak oryginalniej dzięki wspomnianej surowości dość chłodnego brzmienia. Co więcej, "Gehenna" nie okazała się kolejnym shoegazowo-blackowym tworem. Tych jest już wystarczająco dużo. Ale czy to wystarczy, by Niemcy zwrócili na siebie uwagę? O tym przekonamy się po premierze zapowiadanej regularnej płyty. Trzeba jednak pamiętać, że Crone to poboczny projekt, odskocznia mająca sprawiać przyjemność przede wszystkim samym zainteresowanym. A co z nami? Jeśli przypadnie do gustu to panowie Renzenbrink i Jonas z pewnością się ucieszą, a jeśli nie, żaden z nich nawet nie machnie ręką. Trudno, żeby było inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz