niedziela, 31 sierpnia 2014

Muzyka czterech ścian

Obecnie technologia umożliwiająca profesjonalne nagrywanie muzyki jest na tyle dostępna, że w zasadzie każdy może stworzyć własne studio lub chociażby jego namiastkę. Wystarczą wolny pokój i nieco zasobów na podstawowy sprzęt. Największą zaletą takiego rozwiązania jest brak pośpiechu, presji i konfliktów personalnych, szczególnie jeśli zdecydujemy się komponować i nagrywać sami. Spokój sprzyja umysłowi i kreatywności człowieka. Nie ma znaczenia, że cała sesja może ciągnąć miesiącami lub latami. Liczy się efekt końcowy. Takich muzyków jest coraz więcej, a do ich grona dołączył ostatnio Jérémie Godet.

Jérémie Godet  /  Fot. snowshards.bandcamp.com
To multiinstrumentalista pochodzący z Wandei w zachodniej Francji. Niewiele osób o nim słyszało, nawet w jego ojczyźnie, nie mówiąc już o tych, którzy mieli potencjalnie tę sposobność nad Wisłą. Ale to się zmienia. Wszystko za sprawą tradycyjnej i przede wszystkim elektronicznej poczty pantoflowej. Wynika to przede wszystkim z faktu, że Jérémie udostępnił swoją płytę w całości, dając możliwość pobrania jej każdemu, kto będzie miał na to ochotę. Tworzony przeze niego projekt nosi nazwę Snow Shards, a owy album to "Blind", pozostający zarazem pierwszym regularnym wydawnictwem w dorobku rzeczonego Francuza.


To muzyka czterech ścian, komponowana i nagrywana długo, bo aż 18 miesięcy. Zdecydowaną większość tego czasu Jérémie spędził zamknięty w swoim pokoju, lawirując gdzieś pomiędzy gitarową improwizacją a tym, co doskonale znamy pod hasłami post rocka, ambientu, noise'u, shoegaze'u i wszystkiego związanego klimatycznym graniem pozostającym w cieniu sześciu strun. To zadziwiająco dojrzała płyta jak na muzycznego debiutanta, ale z drugiej strony najwyraźniej odzwierciedlająca stan umysłu człowieka już doświadczonego życiowo. To szalenie refleksyjne dźwięki, pełne pożegnania z przeszłością, zwłaszcza w kontekście utraty niewinności, poczucia pustki i braku odpowiedzi na wiele elementarnych pytań. W tych dźwiękach zawarto wielki ładunek emocji, ale nie tyle tych wyrażanych krzykiem i złością, co raczej milczeniem, szeptem i wyrazem twarzy. Tu wszystko zwalania i skłania do przemyślenia kilka życiowych tematów. A dzięki temu, że ten album powstawał tak długo i na niewielkiej przestrzeni, na której człowiek zostawał sam na z instrumentami, możemy wierzyć w jego autentyczność. Wszak szczerość i prawda to dziś towary wybitnie deficytowe.



Olbrzymią zaletą tej płyty jest jej różnorodność, oczywiście w granicach wspomnianych gatunków przyjętych przez samego muzyka. Chwilami słychać nieco elektorniki, czasem dźwięki rodem z Orientu, jest i gitarowy ambient, są i klawisze przeplatane szeptanymi partiami wokalnymi, a miejscami po prostu surowa dominacja gitary i perkusji. Każdemu debiutantowi należy się nieco dyspensy na swego rodzaju muzyczne niekrzesanie, ale tutaj o dziwo jest go stosunkowo niewiele. Jérémie Godet ma coś do powiedzenia nie tylko o sobie, ale i otaczającej go rzeczywistości. Najlepszym tego przykładem niech będzie wykorzystanie przez Francuza słynnych słów amerykańskiego dziennikarza Edwarda R. Murrowa, którego sylwetkę kulturze masowej przybliżył film "Good night and good luck".


Warto poświęcić nieco czasu tej płycie. I to zwłaszcza teraz, gdy Jérémie Godet w zasadzie jest jeszcze anonimowym muzykiem. Z taką świadomością będziecie czerpali więcej przyjemności ze słuchania "Blind", niż w przypadku chociażby nowego wydawnictwa powszechnie rozpoznawalnego twórcy. A to przecież rzecz bezcenna. Jak wspominałem wcześniej, debiut Snow Shards został udostępniony w całości przez samego zainteresowanego. Płytę możecie pobrać tutaj. Rzadko nadarza się taka okazja.

Brak komentarzy: