wtorek, 8 lipca 2014

Zmarła Annik Honore

Dla wielu fanów Joy Division była jedną z głównych przyczyn samobójstwa Iana Curstisa, który rozdarty wewnętrznie miotał się między nią, żoną, niedawno wówczas narodzoną córką, permanentnie koncertującym zespołem i przede wszystkim pogłębiającą się epilepsją. Mało kto nie zadaje sobie dziś pytania, co by się stało, gdyby nie doszło do romansu między nią a mężem Deborah Curtis. Czy wokalista wciąż by żył? Czy zespół nagrałby kolejne płyty? Tego nie dowiemy się nigdy. Nie poznamy również wielu sekretów, które Belgijka zabrała ze sobą do grobu. Annik Honore przegrała długa walkę z chorobą. Miała 56 lat. 

Annik Honore w 2007 r., kadr z dokumentu "Joy Division"
Sylwetkę sekretarki z belgijskiej ambasady w Wielkiej Brytanii spopularyzował przede wszystkim film "Control" z 2007 r., który z powodzeniem dotarł do szerszego widza i sprawił, że legenda Joy Division odżyła na nowo, choć z pewnością już w nieporównywalnie bardziej mainstreamowej formule. Po samobójczej śmierci Iana Curtisa z 18 maja 1980 r. Honore wróciła do Belgii, porzucając dobrze płatną pracę w Londynie. Jej rodzina nie znała ani zespołu, ani tragicznej historii jego wokalisty. Wszystko zmieniło się w 1995 r., gdy opublikowano książkę "Przejmujący z oddali" Deborah Curtis, która stała się podstawą scenariusza do wspominanego "Control". Sama Honore zarzucała wdowie po Ianie wiele nieścisłości, wyrażając żal z powodu sposobu, w jaki ją przedstawiono. Podobnie odnosiła się do filmu Antona Corbijna, w którym, jej zdaniem, przedstawiono nie ją, lecz zupełnie fikcyjną postać. Pytanie tylko, kto wówczas uwierzył kobiecie romansującej z żonatym mężczyzną? Jeśli były takie osoby, to z pewnością nie przyszło im to łatwo. Z perspektywy czasu można zaryzykować stwierdzenie, że Annik Honore postąpiła źle, decydując się na romans, ale z drugiej strony padła też ofiarą zbiegu wielu niesprzyjających okoliczności. Nie bez winy w tym wszystkim pozostaje również sam Ian Curtis. Co ciekawe, jak mówiło się od dawna, co w tym roku potwierdził Peter Hook w książce "Nieznane przyjemności. Joy Division od środka", związek Honore i Curtisa był czysto platoniczny i nie został skonsumowany. W znacznej mierze, o ile nawet nie przede wszystkim, wynikało to efektów obocznych leków przeciwpadaczkowych, które zażywał wokalista Joy Division.

Annik w latach 80. /  Fot. twitter.com/twilightdisques
Annik Honore jest kolejną, mimo wszystko, ważną postacią w historii Joy Division, która odeszła zbyt wcześnie. Poza nią i Ianem Curtisem nie żyją również Tony Wilson, wydawca płyt zespołu pod szyldem Factory Records, menedżer Robert Gretton oraz Martin Hannett, genialny realizator dźwięku, który wykreował brzmienie grupy. Wilson przegrał z rakiem w wieku 57 lat, Gretton zmarł na atak serca, gdy miał 46, zaś Hannett nie poradził sobie z heroinowym nałogiem, nie mając nawet 43.Wydaje się, że o Joy Division powiedziano już wszystko. Tyle że ludzi, którzy mogliby zdradzić jeszcze więcej, jest już coraz mniej.

Brak komentarzy: