Czas gdy bezkrytycznie przyjmowano niemal każde rodzime postrockowe wydawnictwo, które ukazało się na fali fascynacji debiutem Tides From Nebula, już minął. Na scenie robi się coraz ciaśniej, a i sympatycy gitarowej muzyki, nota bene świetnie zorganizowani w naszym kraju, mają coraz większe wymagania. Zamieszczenie przy nazwie danego wykonawcy etykiety post rock, już nie zadziała jak magnes. I bardzo dobrze. Selekcja jest coraz większa, a poziom podnosi się sam. W tych oto okolicznościach na szersze wody wypłynęło nieco rodzimych zespołów, spośród których warto zwrócić uwagę m.in. na gdańsko-elbląski Sounds Like The End Of The World. Muzycy niedawno doczekali się pierwszej regularnej płyty w postaci krążka "Stages of Delusion".
Fot. facebook.com/SoundsLikeTheEndOfTheWorld |
Mimo że wydana w 2013 r. debiutancka epka "It All Starts Here" nie brzmiała zbyt dobrze, to mimo tego muzycy zostali zauważeni, a przynajmniej odnotowani w kajetach większości osób śledzących rozwój wydarzeń na rodzimym postrockowym podwórku. Wynikało to m.in. z braku sztampowego podejścia do instrumentalnego gitarowego grania. Dużo tam było kombinowania, nie brakowało również ambicji i około progresywnych poszukiwań. Do pewnej rozpoznawalności SLTEOTW z pewnością przyczyniło się także otwieranie koncertów bardziej kojarzonych grup, w tym m.in. Tides Fron Nebula. Teraz to już jednak przeszłość, przynajmniej w jakiejś mierze. Muzycy zaczynają stawać na własnych nogach, systematycznie zyskując coraz większą niezależność, ale i tym samym domyślnie godząc się na potencjalną zdecydowanie surowszą już ocenę. Aczkolwiek przesadna krytyka raczej im nie grozi. Nie z taką płytą.
Najwyraźniej zespół podjął decyzję, by pójść na całość i sięgnął głębiej do portfela. Jeśli coś zrobić, to tak dobrze i profesjonalnie, jak tylko to w danej chwili możliwe. Wybór padł na uznane gdyńskie Sounds Great Promotion Studio, co, jak pokazała płyta, w pełni się opłaciło. Dzięki temu "Stages of Delusion" kończy nieco niewinny rozdział w historii grupy i zarazem w pełni oddaje obecne możliwości muzyków. A te wcale nie są takie małe. Jak na debiut i gatunek sam w sobie, to dość zróżnicowana płyta, na której każdy z pięciu muzyków ma coś do powiedzenia. Dużo tu przede wszystkim energii, chęci grania i pozytywnych emocji. SLTEOTW udało się uniknąć typowej dla wielu postrockowych płyt przesadnej melancholii. Owszem, jest i tu miejsce na refleksje, ale przy takim bogactwie ozdobników, ze szczególnym uwzględnieniem gitarowych solówek oraz klawiszy, ta w żadnym razie nie nuży. "Stages of Delusion" brzmi jednak najciekawiej w monetach, w których jest najciężej. Wówczas odnosi się wrażenie, że w tych dźwiękach jest najwięcej treści, po prostu konkret, a nie próba maskowania niezrealizowanych planów i słabych pomysłów. Co więcej, muzykom już teraz chyba udało się odnaleźć własny styl i brzmienie lub co najmniej wyraźnie do nich zbliżyć. Niewątpliwie duża w tym zasługa Kuby Mańkowskiego, który odpowiadał za miksy i mastering.
Polski post rock ma się całkiem dobrze, i wszystko wskazuje na to, że najbliższe lata będą dla niego, a w konsekwencji dla nas wszystkich, dość pomyślne. Oczywiście ilość rzadko chodzi w parze z jakością i w przypadku rodzimych wykonawców trzeba być coraz bardziej selektywnym, ale póki co, więcej w tym wszystkim miłych niż przykrych niespodzianek. Debiut Sounds Like The End Of The World, jak na dźwięki choćby z nazwy kojarzone z końcem świata, nastrajają dość optymistycznie. Dobra wróżba na przyszłość. Całości "Stages of Delusion" możecie posłuchać tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz