sobota, 6 kwietnia 2013

Hałas po polsku

Przyznam, że odczuwam zmęczenie mitem punkowego Jarocina, podtrzymywanym zarówno przez liczne grono osób tak często nawiązujących do muzycznych czasów młodości, co trzeba zrozumieć i czemu  trudno się dziwić, ale i niemałej grupy wszystkowiedzących "dziennikarzy", których tak naprawdę wiedza jest poszlakowa i co najwyżej ogranicza się do zasłyszanych informacji, Wikipedii i notek zamieszczonych we wkładkach reedycji płyt. Oczywiście, wspomniane niewielkie wielkopolskie miasto zasłużenie przeszło do historii szeroko rozumianego rodzimego rocka, ale gdy jest mowa o tamtych czasach, o Polsce schyłku lat 80., brakuje mi informacji o muzyce metalowej, która przecież wówczas miała się bardzo dobrze. I mam tu na myśli nie tyle jej ówczesne oficjalne wydanie, vide działalność nieżyjącego już Tomasza Dziubińskiego, co przede wszystkim jej podziemny odpowiednik, będący potężnym oddolnym ruchem z własnym obiegiem płyt, kaset, zinów i organizacją koncertów. Owszem, jedna z części filmu "Historia polskiego rocka" dotyczy rodzimego cięższego grania, ale nawet w owym dokumencie Discovery nie było miejsca, by jednym przypomnieć, a innym przedstawić, to niezwykłe zjawisko. Jednak po wielu latach wreszcie doczekaliśmy się i w nasze ręce trafia coś, co bardzo udanie opisuje okres, który tak naprawdę, nie licząc pojedynczych wspomnień w wywiadach i co najwyżej poszczególnych artykułów, pod względem profesjonalnej dokumentacji był niemalże białą plamą w historii polskiej muzyki. Wszyscy coś wiedzieli, ale nikt nie zebrał tego w całość. Aż do teraz.
 
Okładka "Jaskini hałasu"
Wszystko za sprawą "Jaskini hałasu", książki Wojciecha Lisa i Tomasza Godlewskiego. Obaj z rodzimym podziemiem byli związani od lat, m.in. poprzez zin "Infernal Death", i doskonale znali jego osobistości, tym samym dobrze wiedząc z kim po latach należy się skontaktować. Jednak, co ciekawe, całe zjawisko tego oddolnego ruchu opisali nie w tradycyjny, sztampowy sposób, lecz na łamach książki niemal zupełnie oddali głos swoim rozmówcom. Zadali ten sam zestaw pytań muzykom i animatorom polskiego podziemia lat 80. i początku 90. Całość zaś podzielili na osiem rozdziałów, które poruszają m.in. kwestię tego, co oni uważali za podziemie, a co nie, kiedy ich zdaniem i jak to wszystko się zaczęło. Nie mogło również zabraknąć szczegółów związanych z tworzeniem zinów, ich dystrybucją, momentami heroiczną wręcz walką o dostęp do punktu ksero, bardzo często jedynego na całe miasto. Wspominane są także sposoby przechytrzania Poczty Polskiej, czasem w zemście za nagminne gubienie przesyłek, czasem po prostu z braku środków. Jednak wspomnienia przeszłości to nie tylko zabawne sytuacje związane m.in. z koncertami w domach kultury i zagadywanie pań kierowniczek w taki sposób, by uzyskać zgodę na organizację wieczoru pełnego hałasu. To również nie tylko miłe wspomnienia wymiany taśm magnetofonowych, nieustannego zaspokajania głodu muzyki, nagrywania pasjami tak nielicznych wówczas audycji radiowych z cięższymi dźwiękami. To również proza życia w szarości schyłku PRL. Wiele zespołów grało na nieustannie pożyczanych instrumentach, ledwie znajdując miejsce na próby i w ogóle nie marząc nawet o graniczącym wówczas z cudem wejściu do profesjonalnego studia. Co więcej, wyjazdy na koncerty nie były wtedy tak bezpieczne jak teraz. Wówczas długie włosy i odzienie uszyte ze skóry i żelaza wybitnie przyciągało uwagę milicjantów, obnażone pięści sympatyków narodowego socjalizmu, a także tych, którzy zwyczajnie mieli ochotę poszerzyć swoją garderobę o nowy ćwiekowany pas lub ramoneskę. Zupełnie inne czasy. Wydaje się, że nie było niczego, a jednak działo się tak wiele.

"Jaskinia hałasu" / Fot. Violence-online.pl
Olbrzymią zaletą "Jaskini hałasu" są również liczne archiwalne fotografie oraz przedruki i reprodukcje zinów plakatów i flyersów. To elementy znacząco urozmaicające czytanie kolejnych odpowiedzi muzyków i animatorów na wybrane pytanie będące motywem przewodnim danego rozdziału książki. Bez nich ta pozycja byłaby o wiele uboższa i zdecydowanie trudniejsza w odbiorze. Autorzy naleźli również miejsce na przedstawienie sylwetek co ważniejszych i niekiedy zapomnianych już, bądź w ogóle obecnie nieznanych młodszemu pokoleniu, przedstawicieli podziemia. Choć oczywiście nie mogło także zabraknąć uznanych nazw i nazwisk. Wojciech Lis i Tomasz Godlewski przepytali m.in. muzyków Imperator, Pandemonium, Hate, Enormity, Merciless Death, Vader, Traumy i Slashing Death. W tekście natrafimy także na wypowiedzi  Jarosława Szubrychta, wokalisty Lux Occulty niegdyś piszącego w "Diabolic Noise", Tomasza Krajewskiego, wciąż działającego pod szyldem Pagan Records, i Mariusza Kmiołka, managera Vader, który kierował nieistniejącym już "Thrash’em All".

"Jaskinia hałasu" / Fot. Violence-online.pl
Rzetelna praca autorów zaowocowała książką, która na długie lata pozostanie skarbnicą podstawowych informacji na temat polskiego metalowego podziemia schyłku PRL. Warto po nią sięgnąć i przypomnieć sobie tamte szare, ale i niezwykle barwne na swój sposób, czasy. A jeśli macie nieco mniej lat, to tym bardziej zachęcam Was do przeczytania "Jaskini hałasu". To już swego rodzaju źródło historyczne pełne bezcennych wręcz informacji. Brakowało mi takiej książki. I chyba nie tylko mnie, biorąc pod uwagę, jak wiele jest w rodzimym internecie stron poświęconych temu niezwykłemu ruchowi i związanych z nim wykonawcom. By daleko nie szukać, zobaczcie sami, jak wielki drzemał w nich potencjał. Poniżej znajdziecie fragment koncertu łódzkiego Imperator. A co do książki, przyjemnej lektury.

Brak komentarzy: