Zazwyczaj muzyki zaczynamy słuchać na poważnie około trzynastego lub czternastego roku życia. Wówczas łapczywie chłoniemy wiedzę i ciągle nam jej mało. Jest to o tyle ciekawy okres, że wówczas bezkarnie możemy cieszyć się niezwykłym przywilejem przebierania w wydawałoby się niewyczerpanych pokładach najciekawszych wydawniczych zbiorach klasyków danego gatunku. Każda płyta jest nowa, każda ciekawa i każdej wciąż nam mało. W tym właśnie czasie olbrzymi wpływ ma na nas nie tylko muzyka sama w sobie, ale i osoby, dzięki którym poznajemy kolejne zespoły i ich nagrania. Czasem to starsze rodzeństwo, czasem kolega ze szkoły lub podwórka, a czasem głos opowiadający o muzyce mocno wieczorową porą. Na mnie największy wpływ mieli ci ostatni. Do grona tych kilku osób niewątpliwie należał obłąkany, na swój niezwykle oryginalny sposób, Tomasz Ryłko, szerzej znany jako Ryłkołak.
Był niezwykle barwną postacią rodzimego podziemia i krajowej radiofonii. Pamięta go niemal każdy, kto przygodę z muzyką ekstremalną zaczynał w latach 90. Tam gdzie pojawiał się Tomasz Ryłko, krok w krok podążały za nim perwersja, zgorszenie, zepsucie i nekrofilistyczno-fekalne poczucie humoru. Zaś na czele tego orszaku szedł sam diabeł. Nikomu innemu w Polsce nie udało się stworzyć czegoś podobnego. Ryłkołak brzmiał niezwykle autentyczne. Swoim wydawałoby się obłąkanym, oślizgłym wręcz, głosem recytował słynne bajajki, prezentując przy tym nierzadko kultowe już dziś wydawnictwa wpisane w black i death metal, grind core oraz wszelką szeroko rozumianą muzyczną ekstremę. Każdej audycji wyczekiwało z dużym napięciem, gdyż "Ryłkołak Horror Show", czy "Niecały Rock" były zupełnie nieprzewidywalnymi programami powstającymi w głowie na swój sposób szalenie kreatywnego człowieka. Po latach można wręcz odnieść wrażenie, że momentami muzyka schodziła na drugi plan, gdy w studiu zapalała się lampka sygnalizująca wejście na antenę, a do naszych uszu dobiegał wilgotny głos prowadzącego.
Mimo że Tomasz Ryłko sprawiał wrażenie szaleńca, potrafił niezwykle biegle posługiwać słowem mówionym, co udowadniał na falach Radia S, RMF FM, Rozgłośni Harcerskiej i Radia 94. Co ciekawe, z ostatniej z tych rozgłośni został usunięty w 2004 r. z powodu nacisków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która oskarżyła go o demoralizowanie nieletnich. Swoją gorszącą pomysłowość Ryłkołak przelewał również na papier, czego efektem była współpraca z "Tylko Rock" i "Morbid Noizz". Co ciekawe, kontrowersyjny publicysta i prezenter dał się również poznać jako wydawca. W 2002 r. z zamiłowania do rodzimej sceny powołał do życia Dywizję Kot, dzięki której na płytach kompaktowych ukazały się ważne i trudno dostępne nagrania m.in. Quo Vadis, Sparagmos, Geishy Goner, Antimagy i Damnable. Wytwórnia zakończyła działalność cztery lata później.
Od 2004 r., licząc także przygodę z rozgłośniami internetowymi, mam przyjemność opowiadać Wam o muzyce. Czynię to w sposób diametralnie odmienny od Tomasza Ryłko. Nie wspominając już nawet o tym, jak prezentowane przeze mnie płyty mają się do tych, po które sięgał Ryłkołak. Nie zmienia to jednak faktu, że wbrew wszelkim pozorom jego audycje miały na mnie duży wpływ i pokazały mi, jak bardzo słowo mówione potrafi oddziaływać nie tylko na wyobraźnię słuchacza, ale i tego, który zasiada przy mikrofonie. Wówczas przekonałem się, że jeśli dany prezenter nie jest autentyczny i szczery w tym co robi, można natychmiast to wyczuć. Nie trzeba daleko szukać. Wystarczy, że włączycie radio o niemal dowolnej porze, a przykłady znajdą się same. Kogoś takiego jak Tomasz Ryłko nigdy wcześniej nie było i najpewniej nigdy już nie będzie. Owszem, to banalne stwierdzenie, ale sądzę, że w tym przypadku prawdziwe. "Ryłkołak Horror Show" wyłącznie dla ludzi o mocnych sercach i dużym dystansie do rzeczywistości.
1 komentarz:
Pamiętam, słuchałem Jego kultowej audycji dawno temu co tydzień w RMF. Niesamowity klimat i niesamowity człowiek. Te czasy niestety minęły bezpowrotnie
Prześlij komentarz