Pośród nieprzebranej rzeszy twórców, jakich to dokonania każdego dnia docierają do naszych uszu, możemy znaleźć również tych nielicznych, w muzyce których słychać prawdę, autentyczność, szczerość, to, jak w każdej skomponowanej nucie wymykają się przyjętym klasyfikacjom i przede wszystkim nie proponują swoim odbiorcom pachnącej plastikiem sztucznej afirmacji życia, jaką na każdym kroku niemalże siłą narzucają swoich komunikatach otaczające nas środki masowego przekazu. Ale to, że wspomniani twórcy należą do zdecydowanej mniejszości, wcale nie oznacza, że do ich muzyki trudno dotrzeć. Wystarczy tylko wiedzieć, gdzie szukać, czego dowodzi powszechna dostępność jednego z wydawnictw Craiga Pillarda.
Ta osobowość amerykańskiej sceny niezależnej z pewnością znana jest wielu z Was za sprawą swoich dokonań w Evoken, z którym trzy lata temu rzeczony muzyk nagrał album "A Caress of the Void". Jednak po pewnym czasie Craig porzucił doom metal i bezgranicznie poświecił się solowemu projektowi o nazwie Methadrone, pod szyldem którego nagrał trzy regularne płyty.
To dźwięki przeznaczone przede wszystkim dla cierpliwych, którzy mogą choć na moment zatrzymać się i posłuchać tej onirycznej syntezy ambientu, drone'u i gitary akustycznej. Dla tych, którzy cenią sobie bezkresne przestrzenie i którym nieobce jest poczucie odosobnienia, jakiego paradoksalnie doświadcza się w tłumie ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz