Gdy ogłoszono datę pierwszego w Polsce koncertu Ulver, jaki to odbył się 22 lutego br. w krakowskim klubie Studio, wraz z przyjacielem, z którym wówczas pracowałem, rzuciliśmy monetą, by wyjaśnić, kto pojedzie do Krakowa, a kto zostanie w Warszawie i będzie musiał podołać obowiązkom narzuconym przez pracodawcę. Ślepy los zdecydował, że nie wybrałem się do Grodu Kraka. Jednak szczęśliwie wczoraj w klubie Palladium mogłem zobaczyć to, o czym wielokrotnie opowiadano mi na przestrzeni minionych miesięcy.
Nieco ponad godzinny występ udowodnił, że w przypadku Norwegów koncert może co najwyżej być skromnym uzupełnieniem tego, co znajdziemy na ich płytach. Dlatego jeśli ktoś, urzeczony magią dźwięków np. z "Blood Inside" czy "Shadows of The Sun", liczył na coś więcej, mógł czuć się rozczarowany na niemal każdym kroku. Poza studiem Garm nie jest niestety najlepszym wokalistą, a przy graniu na żywo tak specyficznej muzyki ta traci niezwykle dużo. Co prawda kilka momentów było iście magicznych, ale tylko dlatego, że mniej bądź bardziej przypominały to, co znamy z płyt. To jednak wszystko.
W takim razie czy warto było wybrać się do Palladium? Tak, przede wszystkim po to, by zobaczyć Norwegów, porównać muzykę zagraną na żywo z tą znaną z dotychczasowych albumów Ulver i zrozumieć, dlaczego zdaniem wielu ta nagrana w studiu ociera się o geniusz.
3 komentarze:
Słowa powiązane z magią: magia osobowości, magiczne, etc. stanowią przerost formy nad treścią rodem z Harrego Pottera ;)
A na koncert zupełnie nie było warto iść;]
Podobało mi się tak samo jak w Krakowie. No ale w kwestii Ulver jestem bezkrytyczny. Dobrze, że tym razem nie musieliśmy rzucać monetą ;)
Całe szczęście. Kolejny powód, dla którego warto było wybrać się do Palladium.
Prześlij komentarz