Kilka lat temu, znudzony przesłuchiwaniem dość przeciętnych płyt, zadałem sobie pytanie, czy post rock ma jeszcze w sobie coś, co potrafi przyciągnąć moją uwagę, co potrafi mnie zaintrygować. Z perspektywy czasu muszę jednak przyznać, że to pytanie zostało źle sformułowane. Powinienem był rozmyślać nie tyle na temat gatunku samego w sobie, co raczej muzyków, w których umysłach i umiejętnościach zaklęte są wspomniane gitarowe dźwięki. Dlatego nie mogłem się dziwić, że na właściwie postawiony problem dość szybko znalazłem rozwiązanie. A wszystko za sprawą Amerykanów z Maserati.
Nigdy wcześniej nie słyszałem, by post rock brzmiał tak oryginalnie, a muzyka tak ściśle korespondowała z nazwą zespołu, którą w tym przypadku jest popularna włoska marka samochodów. Te melodie same wprawiają człowieka w ruch, podsumowując jego wyobraźni wizje szybkiej jazdy autem po nieprzebranych pustkowiach. To wszystko słychać zarówno na poprzednich wydawnictwach zespołu, jak i nowym albumie, któremu muzycy nadali tytuł "Pyramid of the Sun".
Czwarta płyta Maserati dopiero co się ukazała, a już wzbudziła większe zainteresowanie, niż można było się spodziewać. Nie jest to bez znaczenia tym bardziej, że ta muzyka powstawała w cieniu tragicznej śmierci Gerhardta Fuchsa, perkusisty zespołu, który wpadł do szybu windy w jednym z budynków na nowojorskim Brooklynie.
Obszerne fragmenty "Pyramid of the Sun" usłyszycie w poniedziałek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz