poniedziałek, 8 listopada 2010

Coś więcej niż muzyka opętanej duszy

Jeśli macie odwagę sięgać po płyty Aghast, Hexentanz, Archon Satani, czy rodzimego Sui Generis Umbra, to wiecie, jak bardzo muzyka emanująca ciemnością, zimnem, złem,  koszmarem i wszystkim, co może przerazić człowieka, potrafi budzić lęk, ale i zarazem fascynować. Wizje zaklęte w tych dźwiękach tak bardzo stoją w opozycji do świata, jaki znamy, do rzeczywistości, w której żyjemy na co dzień, że świadomie godzimy się zaryzykować spokój umysłu, by przez moment niemal otrzeć się o obłęd. Czy istnieje zatem granica, której lepiej nie przekraczać? Być może, ale  zamiast nią sugerowałbym zainteresowanie się muzyką, którą w tym konkretnym przypadku jest debiutancki album rosyjskiego Halgrath.


W tych melodiach podświadomie wyczuwa się zło w najczystszej postaci, ale wbrew pozorom nie ma go w nich niemal wcale. To raczej duchowe ujęcie wszechświata i sił, które nim rządzą. Owszem, ciemność jest tu wszechobecna, choć raczej pozostaje jedynie formą ekspresji, a nie nośnikiem idei. Oczywiście wielu głupców będzie innego zdania, ale to już ich zmartwienie.

Debiutancka płyta Halgrath zatytułowana "Liquid Mind" to samodzielne dzieło damy o pseudonimie Agratha. Album ukazał się nakładem internetowej wytwórni Ambientaria Records i w całości został udostępniony w sieci. Wystarczy, że zajrzycie pod ten adres.

Brak komentarzy: