Jeśli macie odwagę sięgać po płyty Aghast, Hexentanz, Archon Satani, czy rodzimego Sui Generis Umbra, to wiecie, jak bardzo muzyka emanująca ciemnością, zimnem, złem, koszmarem i wszystkim, co może przerazić człowieka, potrafi budzić lęk, ale i zarazem fascynować. Wizje zaklęte w tych dźwiękach tak bardzo stoją w opozycji do świata, jaki znamy, do rzeczywistości, w której żyjemy na co dzień, że świadomie godzimy się zaryzykować spokój umysłu, by przez moment niemal otrzeć się o obłęd. Czy istnieje zatem granica, której lepiej nie przekraczać? Być może, ale zamiast nią sugerowałbym zainteresowanie się muzyką, którą w tym konkretnym przypadku jest debiutancki album rosyjskiego Halgrath.
W tych melodiach podświadomie wyczuwa się zło w najczystszej postaci, ale wbrew pozorom nie ma go w nich niemal wcale. To raczej duchowe ujęcie wszechświata i sił, które nim rządzą. Owszem, ciemność jest tu wszechobecna, choć raczej pozostaje jedynie formą ekspresji, a nie nośnikiem idei. Oczywiście wielu głupców będzie innego zdania, ale to już ich zmartwienie.
Debiutancka płyta Halgrath zatytułowana "Liquid Mind" to samodzielne dzieło damy o pseudonimie Agratha. Album ukazał się nakładem internetowej wytwórni Ambientaria Records i w całości został udostępniony w sieci. Wystarczy, że zajrzycie pod ten adres.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz