środa, 5 marca 2014

Przestrzeń i ciężar

W 2003 r. nieistniejąca już rodzima Foreshadow Music wydała split niejakiej kanadyjskiej Nadji oraz brytyjskiego Moss. Zaledwie kilka miesięcy później ta niewielka wytwórnia wypuściła również "Corrosion", trzeci regularny album Aidana Bakera i Leah Buckareff. Wówczas ta para eksperymentatorów z Toronto zyskała sobie w naszym kraju pokaźną grupę sympatyków, która z biegiem lat stawała się coraz liczniejsza. Co więcej, wiele wskazuje na to, że nowa płyta Nadji przysporzy im ich jeszcze więcej. 


Nadja  /  Fot.  facebook.com/LuvNadja
Wydany 17 lutego "Queller" skutecznie zamyka usta wszystkim, w tym także mnie, który mieli nieco za złe kandydackiej parze zbyt przesadne eksploatowanie rejonów umownie wypisanych na etykietach sludge, doom, drone i shoegaze. Trudno było nie odnieść wrażenia, że nagrywanie przemysłowych wręcz ilości albumów i epek, w tym aż trzydziestu regularnych płyt, w ciągu zaledwie dwunastu lat działalności, to skok na kasę. To przekonanie nie wiązało się wyłącznie rzeczoną płodnością, ale i poziomem niektórych tytułów. Wiele z nich było dość przeciętnymi efektami eksperymentów, podczas których długość kompozycji była niepoprawnie niewspółmierna do jakości składających się na nią dźwięków. Czasem zwyczajnie czułem się oszukamy po nabyciu krążka, i to nawet w sytuacji doskonałego orientowania się w specyfice działalności Nadji. Dlatego do wydawnictw duetu Baker- Buckareff warto podchodzić dość selektywnie i w razie chęci sięgnięcia do portfela zapoznawać się z nimi odpowiednio wcześniej. Szczęśliwie, teraz nadszedł czas na wyjątek od tej reguły. Wreszcie w nasze ręce trafia coś zdecydowanie konkretniejszego niż wątpliwej jakości dźwiękowy eksperyment.


"Queller" to cztery mniej więcej dziesięciominutowe kompozycje o dość sprecyzowanej strukturze, jak na luźne ramy, w których poruszają się muzycy Nadji. Tym razem do naszych uszu dobiega nieporównywalnie mniej onirycznych i przespanych dźwięków. Na nowej płycie jest zdecydowanie więcej shoegaze'owych pasaży, ciężaru sekcji rytmicznej i dominującego, przygniatającego wręcz, doomowo-drone'owego brzmienia, które na końcu uzupełniają melancholijne i na wpół szeptane wokale Aidana Bakera. Tu nie ma już miejsca na sztuczne niekończące się przedłużanie i zapętlanie pojedynczych pomysłów. Dlatego do tej płyty chce się wracać. A przecież nie trafiły na nią przyjemne dla ucha nagrania o długości radiowych singli. Nowa Nadja to idealne połączenie ciężaru i przestrzeni. Owszem, nie pierwsza to już taka synteza w przypadku Kanadyjczyków, ale tutaj liczy się może nie tyle treść, gdyż do tej zdążyliśmy już przywyknąć, co raczej przemyślana, solidna i przyjemnie zaskakująca forma jej prezentacji.

Okładka płyty "Queller"
Jeśli ktoś dopiero teraz poznaje Najdę, to od tego krążka śmiało może zacząć poszukiwania co bardziej interesujących go rozwiązań spośród długich godzin muzyki wypełniających po brzegi mniejsze i większe wydawnictwa Aidana Bakera i Leah Buckareff. Zaś w przypadku, gdy zna się już dokonania Kanadyjczyków, tym przyjemniej będzie sięgnąć po "Queller", gdyż trudno zaprzeczyć, że obecnie są oni w naprawdę dobrej dyspozycji. Nadja koncertowała już w Polsce. Może przy okazji nowej płyty ponownie zawita do naszego kraju. Widziałem dwa z tych występów i zapewniam, że warto tę muzykę usłyszeć na żywo.

Brak komentarzy: