W 2003 r. nieistniejąca już rodzima Foreshadow Music wydała split niejakiej kanadyjskiej Nadji oraz brytyjskiego Moss. Zaledwie kilka miesięcy później ta niewielka wytwórnia wypuściła również "Corrosion", trzeci regularny album Aidana Bakera i Leah Buckareff. Wówczas ta para eksperymentatorów z Toronto zyskała sobie w naszym kraju pokaźną grupę sympatyków, która z biegiem lat stawała się coraz liczniejsza. Co więcej, wiele wskazuje na to, że nowa płyta Nadji przysporzy im ich jeszcze więcej.
Nadja / Fot. facebook.com/LuvNadja |
Wydany 17 lutego "Queller" skutecznie zamyka usta wszystkim, w tym także mnie, który mieli nieco za złe kandydackiej parze zbyt przesadne eksploatowanie rejonów umownie wypisanych na etykietach sludge, doom, drone i shoegaze. Trudno było nie odnieść wrażenia, że nagrywanie przemysłowych wręcz ilości albumów i epek, w tym aż trzydziestu regularnych płyt, w ciągu zaledwie dwunastu lat działalności, to skok na kasę. To przekonanie nie wiązało się wyłącznie rzeczoną płodnością, ale i poziomem niektórych tytułów. Wiele z nich było dość przeciętnymi efektami eksperymentów, podczas których długość kompozycji była niepoprawnie niewspółmierna do jakości składających się na nią dźwięków. Czasem zwyczajnie czułem się oszukamy po nabyciu krążka, i to nawet w sytuacji doskonałego orientowania się w specyfice działalności Nadji. Dlatego do wydawnictw duetu Baker- Buckareff warto podchodzić dość selektywnie i w razie chęci sięgnięcia do portfela zapoznawać się z nimi odpowiednio wcześniej. Szczęśliwie, teraz nadszedł czas na wyjątek od tej reguły. Wreszcie w nasze ręce trafia coś zdecydowanie konkretniejszego niż wątpliwej jakości dźwiękowy eksperyment.
"Queller" to cztery mniej więcej dziesięciominutowe kompozycje o dość sprecyzowanej strukturze, jak na luźne ramy, w których poruszają się muzycy Nadji. Tym razem do naszych uszu dobiega nieporównywalnie mniej onirycznych i przespanych dźwięków. Na nowej płycie jest zdecydowanie więcej shoegaze'owych pasaży, ciężaru sekcji rytmicznej i dominującego, przygniatającego wręcz, doomowo-drone'owego brzmienia, które na końcu uzupełniają melancholijne i na wpół szeptane wokale Aidana Bakera. Tu nie ma już miejsca na sztuczne niekończące się przedłużanie i zapętlanie pojedynczych pomysłów. Dlatego do tej płyty chce się wracać. A przecież nie trafiły na nią przyjemne dla ucha nagrania o długości radiowych singli. Nowa Nadja to idealne połączenie ciężaru i przestrzeni. Owszem, nie pierwsza to już taka synteza w przypadku Kanadyjczyków, ale tutaj liczy się może nie tyle treść, gdyż do tej zdążyliśmy już przywyknąć, co raczej przemyślana, solidna i przyjemnie zaskakująca forma jej prezentacji.
Okładka płyty "Queller" |
Jeśli ktoś dopiero teraz poznaje Najdę, to od tego krążka śmiało może zacząć poszukiwania co bardziej interesujących go rozwiązań spośród długich godzin muzyki wypełniających po brzegi mniejsze i większe wydawnictwa Aidana Bakera i Leah Buckareff. Zaś w przypadku, gdy zna się już dokonania Kanadyjczyków, tym przyjemniej będzie sięgnąć po "Queller", gdyż trudno zaprzeczyć, że obecnie są oni w naprawdę dobrej dyspozycji. Nadja koncertowała już w Polsce. Może przy okazji nowej płyty ponownie zawita do naszego kraju. Widziałem dwa z tych występów i zapewniam, że warto tę muzykę usłyszeć na żywo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz