wtorek, 4 lutego 2014

Z Zielonej Wyspy do Polski

Przerwanie milczenia na emigracji, wydane w 2011 r. demo "Opowieść jednej nocy" i wreszcie ubiegłoroczna kompaktowa reedycja kultowego już "Popiołu" sprawiły, że o Thy Worshiper przypomnieli sobie starsi, a młodsi mieli okazję poznać ciekawy rozdział w bogatej historii rodzimego grania. Teraz jednak skończył się czas wyrozumiałości spowodowanej przeszłością i nadszedł okres bezwzględnych rozliczeń. 18 lutego ukaże się "Czarna dzika czerwień", trzeci regularny album Thy Worshiper.

Thy Worshiper  /  Fot.  Lisa Tiffany Gellar  
Pobyt w Irlandii najwyraźniej służy muzykom, gdyż w obecnym składzie udało im się nagrać bez wątpienia najdojrzalszy album w całej dyskografii Thy Worhiper. Owszem, nie jest ona przesadnie bogata, ale po szalenie spontanicznym i legendarnym już debiucie oraz dość przeciętnym "Signum" wreszcie doczekaliśmy się czegoś przemyślanego, poukładanego i przepełnionego szamańską atmosferą czasów Słowian. Nowa płyta to nowa jakość. Podstawą muzyki jest tu typowo rockowe instrumentarium, do którego dodano szereg pomniejszych muzycznych pomysłów zrealizowanych m.in. na djembie i kotle Te zaś uzupełniono damskimi partiami wokalnymi, które nadają całości wyraźnie słowiańskiego sznytu i stanowią przeciwwagę dla charakterystycznych dla Thy Worhiper krzyczanych męskich wokali. Przeszłość zespołu to black metal i jego echa wciąż są tu wyraźnie słyszalne, niemniej mądre poukładanie przez muzyków wspomnianych elementów przyniosło coś przyjemnie oddalonego od utartych schematów.



Z drugiej strony, oczekiwania wobec nowej płyty były dość duże i najwyraźniej stąd bierze się subiektywne poczucie pewnego braku. Czego? Może jeszcze większej dawki melodii, szamańskiego mistycyzmu, ogłady i liczniejszego zestawu instrumentów dawnych. Należy jednak pamiętać, że Thy Worshiper to zawsze była nieprzesadnie skomplikowana muzyka pełna dzikości, opętania i energii. Zatem słuszność proporcji zachowanych przez muzyków każdy powinien już ocenić sam. Możliwość przesuwania rzeczonej granicy otwiera przed grupą nowe możliwości i już od niej samej będzie zależało, czy za wszelką cenę zechce zachować ducha starszego Thy Worshiper, czy raczej podejmie jakaś odważną decyzję. Jednak takowa to naturalnie pieśń przeszłości.

Thy Worshiper  /  Fot.  Lisa Tiffany Gellar  
Mimo że bardzo udana, "Czarna dzika czerwień" nie zmieni diametralnie pozycji Thy Worshiper. Wciąż będzie to niszowy zespół. Niemniej teraz jego muzycy mają dużą jak nigdy szansę dotarcia do nieco szerszego grona odbiorców, niż jedynie coraz mniej licznej grupy weteranów pamiętających jeszcze taśmy demo i ukazanie się w 1996 r. debiutanckiego "Popiołu". Nareszcie będziemy mogli postawić na półce płytę Thy Worshiper, po którą sięgniemy równie często, co po wznowioną nie tak dawno na kompakcie pamiętną kasetę. Zapewniam, że warto zaczekać do 18 lutego.

Brak komentarzy: