wtorek, 17 grudnia 2013

Światło i cień

Bruno to ważne imię w historii rodzimego zimnego grania. Jeśli ktoś po nie sięga, zwłaszcza w przypadku takiej muzyki, budzi natychmiastowe skojarzenia z dokonaniami protoplasty Fading Colours, a te zaś przecież mogą uczynić tyleż dobrego, co i złego. Jak się jednak okazało, wejherowski Bruno Światłocień sprostał zadaniu, starszemu bratu Brunowi Wątpliwemu, udanie debiutując tegoroczną płytą "Czerń i cień" i tym samym podtrzymując tlący się jeszcze w Polsce kaganek zimnej fali. 

Bruno Światłocień, jeszcze w starym składzie  /  Fot. Arch. zespołu
To jeden z tych zespołów powstałych i działających z dala od wielkiego rozgłosu, sceny oficjalnej oraz tego wszystkiego, co widzimy w sklepach z płytami, w sieci, prasie, radiu i telewizji. A jednak jego muzycy grają swoje na tyle dobrze, że skutecznie przyciągają uwagę nowofalowymi pomysłami. Ta muzyka jest charakterystyczna i przede wszystkim szczera, a to w brew pozorom dziś nie tak często idzie ze sobą w parze. Znajdziemy w niej przyjemną dla ucha nieszablonowość powstałą na bazie czerpania z wspomnianego zimnego grania, także industrialu, dark wave, post rocka, a nawet subtelnego romansu z neofolkiem i ambientem. Rozbudowane kompozycje nie są łatwe w odbiorze, ale zarazem ciekawią, gdyż trudno przewidzieć, co stanie się za chwilę. Słuchacz może spodziewać się zarówno psychodeli, jak i noise'u.



Odpowiadający za muzykę i teksty Bronisław Ehrlich to faktycznie artysta, choć raczej lepszy z niego muzyk i malarz niż wokalista. Gdyby było inaczej, w studiu nie nałożono by na jego głos całej gamy efektów, ale z drugiej strony można na to przymknąć oko, a w zasadzie ucho, gdyż zrobiono to z pomysłem i tak, by teksty zaśpiewane w ojczystym języku komponowały się z chłodem uderzającym z głośników. 

Okładka płyty "Czerń i cień"
Takie wydawnictwa cieszą. Brzmią inaczej, słucha się ich inaczej i przede wszystkim z większą przyjemnością, gdyż to rodzima płyta mało znanego wykonawcy, a i dotarcie do niej nie jest takie oczywiste, wszak najpierw trzeba się o niej dowiedzieć, a raczej nikt tego za nas nie zrobi. Zaintrygowanych "Czernią i cieniem" odsyłam tutaj. To jeden z bardziej interesujących tegorocznych debiutów oraz nie pierwszy już dowód na to, że warto monitorować rodzimą sieć i śledzić katalogi małych, niezależnych wydawców. 
   

Brak komentarzy: