Najpierw mówiło się o ubiegłorocznej jesieni, następnie o grudniu i początku tego roku. Ostatecznie nasza cierpliwość została wystawiona na jeszcze większą próbę, ale w końcu doczekaliśmy się. Fizyczne egzemplarze nowej płyty Nightly Gale zostały wydane na początku czerwca. Tym samym zabrzanie potwierdzili swój status jednej z bardziej niedocenionych, a przecież zarazem bardzo zasłużonych, rodzimych grup. Muzycy wciąż cieszą się uznaniem jedynie wąskiego grona odbiorców i najpewniej tak już pozostanie. Bynajmniej nie wynika to z faktu, że "Lust" jest przeciętną płytą. To po postu muzyka, która nie szuka rozgłosu. Chyba że ktoś sam zdecyduje się po nią sięgnąć, a następnie opowiedzieć innym o tym, co usłyszał.
Kadr z teledysku Nightly Gale do nagrania "Laura" |
Czwarta regularna płyta Nightly Gale to oczywiście doom metal, ale zagrany nieco inaczej niż przeszłości. "Lust" bez wątpienia otworzyło nowy rozdział w muzycznej historii grupy dzięki wyraźnej rewitalizacji pogrzebowej muzyki. Ta zaś odżyła za sprawą uwspółcześnienia jej brzmienia i zbliżeniu się tym samym do obecnych tendencji mniej bądź bardziej oscylujących wokół post metalu. Z drugiej strony trudno tu jednak mówić o kompromisach w celu dotarcia do szerszego grona odbiorców. To wciąż muzyka zagłady pełna ciężaru, krzyków i pogrzebowych lamentów. Może już nie tak duszna jak za czasów "Illusion of Evil", nie wspominając nawet o skłaniającym do samookaleczenia "...and Jesus Wept", ale wciąż na tyle silna, że nie pozostawia obojętną. Albo się ją akceptuje, albo natychmiast odrzuca. Co więcej, te dźwięki zyskały znacząco także za sprawą partii wokalnych Anety Romańczyk, której gardło wytrzymuje zarówno wściekły krzyk, jak i wysokie oraz niskie rejestry. Jej głos pozostaje doskonałym urozmaiceniem i uzupełnieniem wokali Sławomira Pyrzyka.
Okładka płyty "Lust" |
W przypadku "Lust" należy wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Te płytę odbiera się zupełnie inaczej, gdy zawczasu ma się możliwość przeczytania opowiadania "Słoje szczęścia", napisanego przez Radosława Daszkiewicza, klawiszowca Nightly Gale. To na nim oparto całą liryczną warstwę albumu. Po jego lekturze oczami wyobraźni widzi się szpital psychiatryczny, wyczuwając jednocześnie panującą w nim sterylną czystość oraz ponury nastrój, w które wpisują się losy jego pensjonariuszy. Ten niedługi tekst to również próba postawienia kilku pytań dotyczących szczęścia i emocji. Z jakim skutkiem? Sięgnijcie po niego, a następnie posłuchajcie płyty, oglądając również poniższy teledysk. Odpowiedzi przyjdą same, ale wraz z nimi narodzą się kolejne pytania. Muzyka przede wszystkim dla wytrwałych.
2 komentarze:
Radosława Daszkiewicza nie Jarosława
Słuszna uwaga.
Dzięki.
Prześlij komentarz