sobota, 13 lipca 2013

Zimna efemeryda

Niestety z biegiem czasu obecna liczba wciąż aktywnych lokalnych zespołów, których początki uważnie śledziłem jeszcze jako nastolatek, jest coraz mniejsza. W większości przypadków były to grupy założone przez moich rówieśników, których po latach życie lub chęci pokierowały do innego miasta, odmiennych zainteresowań, a w niektórych przypadkach także i daleko poza granice Polski. Dziś przypominają mi o nich przede wszystkim stojące na półce płyty cd-r zawierające materiały demo i regularne płyty, a także zdjęcia z licznych koncertów. Oczywiście, zazwyczaj były to mniej bądź bardziej amatorskie kolektywy powstałe wyłącznie dla dobrej zabawy. Jednakże w kilku z nich drzemał duży potencjał, a do ich nagrań wciąż wracam z przyjemnością, także w Waszej obecności. Jedną z takich grup był warszawski Thuoc.

Thuoc podczas koncertu w 2004 r.  /  Fot. thuoc.info1.pl
Ten zimnofalowy zespół działał na niezależnej scenie stolicy już pod koniec lat 90. Jego muzykom największy rozgłos przyniosło nagranie "You Never Know", otwierające wydaną w 2004 r. drugą z serii kompilacji "Minimax.pl", sygnowanych nazwiskiem Piotra Kaczkowskiego. Te powstałe przypadkowo na jednej z prób zapętlone partie gitary i sekcji rytmicznej do dziś pozostają znakiem rozpoznawczym debiutanckiej płyty warszawiaków. A ta zaś, nosząca tytuł "The Liesongs", była ciekawą dawką gitarowego chłodu o silnych postpunkowych korzeniach, choć i w tym wszystkim znalazło się miejsce także na wyraźną klawiszową psychodelę, a nawet czysto komercyjne pomysły. Wyobraźcie sobie Siekierę za czasów "Nowej Aleksandrii" połączoną z The Cure w okresie największej świetności nieodżałowanego Miquel And The Living Dead.

Okładka "The Liesongs"
Thuoc już nigdy poźniej tak nie zagrał. W 2006 r., podobnie jak w przypadku debiutu, siłami Fugu Fish Records - niezależnej, domowej wręcz inicjatywy, ukazał się album "Frial Existence". Była to płyta wciąż zimna, ale o wiele bardziej wygładzona i już nie tak spontaniczna jak "The Liesongs". Niemniej, w obliczu ogromnego deficytu nowych inicjatyw na rodzinnej zimnofalowej scenie, zawarta na niej muzyka wciąż potrafi przyciągnąć uwagę. Co ciekawe, kilka godzin po tym jak podczas jednej z audycji w Waszej obecności zakończyłem rozmowę z Jackiem Boruczem, wokalistą Thuoc, ten opuścił siedzibę radia i poleciał Irlandii Północnej, a za nim również pozostali dwaj muzycy zespołu.

Koncert z marca 2004 r.  /  Fot. thuoc.info1.pl
Przez kilka lat z większym bądź mniejszym szczęściem Thuoc działał w Belfaście i okolicach, a przez jego skład przewinęło się, jak sobie przypominam, przynajmniej dwóch Irlandczyków. Efektem tamtego okresu pozostaje wydany tylko na Wyspach minialbum "Psychodelic Romance", będący jednak już wyraźnym zwrotem ku lekkiej, przebojowej, po prostu komercyjnej muzyce pokroju HIM. W tym samym czasie w Warszawie pamięć o Thuoc wyraźnie się zacierała. Momentami tylko muzycy, zresztą bez specjalnej presji, starali się ją reanimować pojedynczymi koncertami granymi przy okazji krótkich pobytów w Polsce. I w zasadzie tak jest do dziś. Trudno zatem przewidzieć, czy ten zespół przypomni o sobie jeszcze jakimkolwiek wydawnictwem. Jednak niezależnie od tego, czy tak się stanie czy też nie, warto go wspomnieć lub poznać, szczególnie za sprawą rzeczonej debiutanckiej płyty. Szkoda, że już tak nie grają. Zajrzyjcie do działu MP3, których warto posłuchać. Znajdziecie w nim udostępnione wybrane kompozycje z obu albumów warszawiaków.  Zimna muzyka na gorące lato.

Brak komentarzy: