Jeśli ktoś świadomie słucha muzyki metalowej, to doskonale wie, że jej korzenie to przede wszystkim blues czarnoskórych Amerykanów, który rodził się w czasach niewolnictwa, by ostatecznie ewoluować do formy, którą znamy współcześnie. Zaś niedaleko owych korzeni są m.in. ballady kowbojów i traperów, czyli współczesne country, twór tyleż znienawidzony, co uwielbiany, także w Polsce. Banjo, gitara i skrzypce nie zatrzymały się na etapie popularnego pana z kapeluszem i papierosem, który zmarł na raka płuc, i dziś wielu twórców bardzo umiejętnie wplata te elementy do swojej muzyki. W ten sposób powstaje m.in. coś na wzór amerykańskiego odpowiednika europejskiego neofolku. Wbrew wszelkim pozorom i najczęściej pejoratywnym skojarzeniom ze stajnią, bydłem i Dzikim Zachodem, ta muzyka ma wiele do zaoferowania. Jej korzenie czynią ją bardzo ciekawą i z pewnością oryginalną na tle tego, czego słuchamy na Starym Kontynencie.
Joshua Levi Ian / Fot. luxinterna.com |
Jednym z dowodów na uzasadnienie tak postawionej tezy jest Lux Interna, o której przypomniałem sobie za sprawą przypadającej teraz premiery nowej płyty Amerykanów. To grupa założona w 2000 r. przez Joshuę Leviego Iana oraz Kathryn Mary. Każdy z ich dotychczasowych albumów to coś pomiędzy amerykańskim folklorem, we wspominanym neofolkowym ujęciu, smutkiem twórczości Davida Galasa i czymś, co chwilami przywołuje skojarzenia z wybranymi dokonaniami Nicka Cave'a i The Bad Seeds. Oczywiście, owe proporcje są różne, miejscami słychać np. tylko jeden ze wspominanych elementów, a chwilami może i nie ma żadnego. Nie to jest najważniejsze. Tu liczą się przede wszystkim nastrój i treść. Joshua i Kathryn wiedzą, co chcą powiedzieć i wiedzą również, jak to zrobić, czego też najlepszym przykładem jest ich nowa płyta.
Kathryn Mary / Fot. luxinterna.com |
"There is Light in the Body, there is Blood in the Sun" to niezwykła muzyczna wizja pełna ezoteryki, szamanizmu, duchowej sfery człowieka i refleksji zamkniętych w bardzo nastrojowych i przejmujących dźwiękach. Te zaś tym razem są cięższe, jeszcze bardziej melancholijne. Kluczowe tutaj okazało się wykorzystanie gitary elektrycznej, której towarzyszą sekcja rytmiczna, wiolonczela, gitara akustyczna i banjo brzmiące w taki sposób, jakby grał na nim ktoś zza światów. Sięgnijcie po tę płytę. Znajdziecie na niej coś nieporównywalnie ciekawszego i głębszego niż na setkach neofolkowych, głównie niemieckich, produkcjach, na których od wielu lat słyszymy niemal to samo. Tu jest inaczej. Te muzykę pamięta się jeszcze długo po wyłączeniu odtwarzacza. Poniżej znajdziecie ubiegłoroczną zapowiedź "There is Light in the Body, there is Blood in the Sun". Zawarte w niej daty są już nieważne, ale nie ma to żadnego znaczenia. Te dźwięki przetrwają o wiele dłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz