środa, 22 sierpnia 2012

Zwykła rocznica niezwykłej płyty

Niespełna dwa lata temu, bo w październku 2010 r., wybrałem się do warszawskiego klubu Proxima nie tylko po to, by raz jeszcze zobaczyć koncert Anathemy, ale i również z powodu występu Anneke van Giersbergen, która miała zagrać bezpośrednio przed Brytyjczykami. Był to jej pierwszy koncert w naszym kraju od czerwca 2003 r., gdy będąc jeszcze w The Gathering promowała płytę "Souvernirs". Niestety, dość szybko po tym jak wyszła na scenę z gitarą akustyczną, okazało się, że jej występ był przygotowany naprędce, pełen błędów i potknięć. Moje rozczarowanie było tak duże, że straciłem wręcz zainteresowanie jej głosem na wiele miesięcy. Chcąc później niejako wymazać nieprzyjemne wspomnienie, zacząłem wracać do płyt The Gathering i przypominać sobie to, co widziałem na koncertach Holendrów, a także to co tak naprawdę zauroczyło mnie w głosie Anneke, gdy usłyszałem go po raz pierwszy. To zaś stało się, gdy w szkole średniej w moje ręce trafiła przegrywana kaseta z kserowaną czarno-białą okładką zatytułowana "Mandylion". Ten album ukazał się dokładnie 17 lat temu, 22 sierpnia 1995 r. 

The Gathering w 1995 r. / Fot. Arch. zespołu
Ten album był prawdziwym kamieniem milowym w historii zespołu. Po pierwsze, za sprawą diametralnej zmiany muzyki, która wyszła Holendrom na dobre. Choć oczywiście ich pierwsze dwie płyty i poprzedzające je taśmy demo, ze szczególnym uwzględnieniem debiutu, mają swoje miejsce w historii europejskiego doom metalu. Po drugie zaś, zmiana muzyki silnie wiązała się ze zmianą osoby dzierżącej mikrofon. W 1994 r. Nielsa Duffhuesa, który swoimi nieudolnymi partiami wokalnymi zmarnował wręcz potencjał drzemiący w płycie "Almost A Dance", zastąpiła Anneke van Giersbergen. Niemalże anonimowa Holenderka okazała się niebywałym objawieniem. Jej głos zmienił wszystko.

"Mandylion", pierwsze wydanie z 1995 r.
"Mandylion" był wielkim sukcesem artystycznym i komercyjnym. W Europie sprzedano ponad 130 tys. egzemplarzy tej płyty, nie licząc jej wznowienia z 2005 r. Trudno dziś jednoznacznie powiedzieć, czy gdyby nie głos Anneke, to album cieszyłby się tak wielkim zainteresowaniem i czy przez wielu wciąż byłby uważany za największe osiągniecie The Gathering. Z drugiej strony trzeba jednak przyznać, że ta płyta to nie tylko wokale, ale i niezwykła muzyka. Niezwykłość pomysłów braci Rutten polega na osiągniętym efekcie. Udało mi im się stworzyć coś oryginalnego, przyjemnego dla ucha, bardzo nastrojowego, bardzo estetycznego, by nie powiedzieć wręcz pięknego, a jednocześnie pełnego ekspresji i ciężkiego w swoim brzmieniu, miejscami noszącego wyraźne znamiona przeszłości The Gathering. To również zasługa Waldemara Sorychty, producenta wielu kultowych już wydawnictw m.in. Moonspell, Tiamat, czy Samael. To, jak 17 lat temu pokierował muzykami, wciąż pozostawia daleko w tyle niezliczone podobne współczesne wydawnictwa, które wszystkie zwyczajnie brzmią tak samo, po prostu plastikowo i pusto. "Mandylion" wytyczył nowy kierunek w nastrojowej odmianie cięższej gitarowej muzyki pisanej z myślą o kobiecym wokalu. Do dziś powstało niewiele lepszych płyt w tym gatunku i chyba już niewiele więcej powstanie.

Fot. Arch. zespołu 
Jeśli dorastaliście w latach 90., z pewnością doskonale znacie ten album i liczne koncerty The Gathering w naszym kraju. Jeśli zaś czas Waszej nastoletniości przypadł już na nowy wiek, koniecznie po nią sięgnijcie, a przekonacie się, jak pusto brzmi obecnie schemat gitarowej muzyki z atrakcyjną panią z mikrofonem, który usilnie wciąż chce nam wcisnąć kilka dużych wytwórni. To jedna z tych płyt, które można nagrać tylko raz  w karierze. Świadczy o tym chociażby fakt coraz większego oddalania się muzyków The Gathering od swoich najlepszych dokonań. A i Anneke, jeśli już zachwyca, to nieco inną, bardziej popową publiczność. Może właśnie dlatego, pomijając wspomnienia starych czasów, mam tak duży sentyment do "Mandylionu". I myślę, że już tak pozostanie. Na zawsze.

2 komentarze:

Unknown pisze...

Utw, do którego teledysk umieściłeś, z automatu przenosi mnie w lata 90. Pamiętam, jak bardzo chciałam mieć wtedy kolczyk w nosie - jak Anneke właśnie:) Do dziś płyta rozkłada mnie za każdym razem na łopatki. Bardzo dziękuje za ten wpis.

Kamil Mrozkowiak pisze...

Kawałek dobrej muzyki. Faktycznie, podróż w czasie.

Nie ma za co, po to jest ta strona.
Pozdrawiam