czwartek, 13 stycznia 2011

Polski zespół, bez którego nie byłoby Melodii

Jeśli czasy Waszej adolescencji przypadały na lata 90., to doskonale znacie uczucie ekscytacji,  jakie wiązało się z nabyciem upragnionej taśmy magnetofonowej, lub radości z dotarcia do kasety demo zupełnie nieznanej grupy. Co ciekawe, niejednokrotnie były to pierwsze wydawnictwa  formacji, których późniejsze dokonania na trwałe wpisały się w historię danego gatunku. O jednym z takich rodzimych zespołów chciałbym dziś jednym przypomnieć, a drugim opowiedzieć.


Krakowskie Cemetery of Scream to jedna z nielicznych polskich grup, których muzycy mogą cieszyć się z wydania debiutanckiego demo także poza granicami Polski. Kaseta "Sameone" pierwotnie ukazała się w 1993 r. nakładem rodzimego Croon Records, a rok później, już na płycie kompaktowej, materiał zostaw wydany za Oceanem siłami amerykańskiej Wild Rags Records. Nieistniejąca już wytwórnia nigdy nie cieszyła się dobrą opinią, dlatego nie może dziwić fakt, że po dziś dzień wspominanego wydawnictwa nie posiada żaden z muzyków Cemetery of Scream.



Przypadające na czasy "Sameone", a także wydanej rok później debiutanckiej płyty "Melancholy", apogeum wszelkich odmian klimatycznej muzyki sprawiło, że krakowski, nieco surowo brzmiący, doom metal w gotyckim odcieniu cieszył się wówczas bardzo dużą popularnością. O zespole zrobiło się głośno także poza granicami kraju, gdy nakładem niemieckiej Nuclear Blast ukazała się pierwsza część słynnej kompilacji "Beauty in Darkness". Na tym wydawnictwie znalazł się teledysk do nagrania "Anxiety" obok obrazów promujących utwory m.in. Tiamat, Therion, Lacrimosy,  Celestial Season i Crematory. By to okres największej popularności Cemetery of Scream, która paradoksalnie niebawem niemal zupełnie załamała się w kraju, a utrzymała poza jego granicami.


Mimo że muzycy nie byli do końca zadowoleni z "Melancholy", to ten album po latach okazał się jednym z kamieni milowych rodzimego doom metalu. Niewielu polskim muzykom udało się później stworzyć choćby namiastkę nastroju, który wciąż charakteryzuje te płytę. Posępny nastrój, melodie i szeroko rozumiany klimat spodobały się również włodarzom wspomnianego Nuclear Blast, które zaoferowało muzykom wydanie "Deeppression", ich drugiej płyty. Gdyby do tego doszło, ten album ukazałby się na całym świecie, ale tak się nie stało. W jednej z rozmów Marcin Piwowarczyk zdradził mi, że był już wstępnie umówiony z właścicielem Serenades Records i nie chciał łamać danego słowa. Dlatego wspominane wydawnictwo wydała również niemiecka, ale nieporównywalnie mniejsza wytwórnia. Co ciekawe, żadne inne wydawnictwo Cemetery of Scream nie sprzedało się w tak dużym nakładzie.


"Deeppression" było niewątpliwie zamknięciem najlepszego rozdziału w historii  grupy. Dla muzyków nadszedł trudniejszy okres, o czym świadczy chociażby fakt samodzielnego wydania epki "Fin de Siecle". Jednak nawet po znalezieniu wytwórni, pech nadal nie opuszczał zespołu. Płyta "Prelude to a Sentimental Journey" wydała turecka Hammer Music, ale jej włodarze nie zapewnili albumowi niemal żadnej promocji. Przez kolejne trzy lata o muzykach było niezwykle cicho i wielu spodziewało się najgorszego. Na szczęście nie doszło do tego.


Początkiem przełomu był rok 2003. Wówczas Metal Mind Productions przypomniało o Cemetery of Scream za sprawą reedycji pierwszych dwóch płyt i wspomnianej epki. Jednak sympatycy zespołu musieli poczekać jeszcze trzy lata, zanim usłyszeli długo wyczekiwane premierowe kompozycje, jakie znalazły się na "The Event Horizon", których niewątpliwie kontynuacją były te wydane w 2009 r. na albumie "Frozen Images".


Z biegiem lat zmieniał się skład zespołu i siłą rzeczy zmieniała się również muzyka, która obecnie  ma niewiele wspólnego z posępnym doom metalem. Jednych to cieszy, innych rozczarowuje. Jednak niezależnie od panującego podziału wszelkich opinii, dokonania muzyków Cemetery of Scream już za zawsze będą zajmowały zasłużone miejsce w historii polskiej klimatycznej odmiany ciężkiego grania.

Brak komentarzy: