poniedziałek, 9 maja 2016

Sam na sam z laptopem

Zasada jest prosta. Nie szukasz, nie znajdujesz, a w konsekwencji nie poznajesz. W moim przypadku dochodzi jeszcze czwarty element wyliczanki, czyli "nie prezentujesz". Dlatego co jakiś czas przeglądam zasoby m.in. rodzimej sieci, by zaspokoić głód nowości, zarówno swój, jak i Wasz. W ten sposób nieco przypadkiem, nieco pod kątem określonego klucza, natrafiłem na utwory pewnego warszawianka, choć mowa bywa także i o Poznaniu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w ciągu kilku lat nagrał dużo i w różnej stylistyce. Zaciekawiony zacząłem słuchać. Jest kilka wniosków, ale najlepiej zacząć od tego, że muzyk nieco intryguje.

Eija Risen  /  Fot. Last.fm
Nie wiemy o nim przesadnie wiele. Publikuje pod pseudonimem Eija Risen i choć jego imię i nazwisko gdzieniegdzie widnieje, pozwolę sobie je pominąć. Nie będzie potrzebne. W końcu kluczowa jest przecież muzyka. A ta zaś powstaje przede wszystkim, o ile nie wyłącznie, na laptopie. Sądząc po datach, oficjalne początki można datować na ok. 2009 r. Jest to o tyle istotne, że pokazuje, w jakim czasie powstało niemal 40 albumów. Ale spokojnie. Zdecydowana większość z nich to oswajanie tematu i poszukiwania, które po latach miejscami zaczynają powoli przekładać się na coś konkretniejszego. Projektów było i jest dużo, a pod każdym szyldem niekiedy ukazało się nawet kilka wydawnictw. Wszystkie oscylują gdzieś pomiędzy ambientem, black metalem, minimalizmem i szeroko rozumianą nastrojową elektroniką. Choć i nawet znalazły się bardziej parkietowe brzmienia. Czasem są szalenie do siebie podobne, czasem dość mocno się różnią. Poniżej znajdziecie kilka z tych, które bardziej przykuły moją uwagę. 








Wiele osób powie, że to dokonania co najwyżej amatora-fascynata, a nie muzyka. Zgoda, w jakiejś mierze to prawda, choć z drugiej strony przez moje ręce nieraz przechodziły porównywalne, a niekiedy nawet słabsze nagrania wydawane na kompaktach. Zatem albo jakiemuś wydawcy słoń nadepnął na ucho, albo rodzi nam się tu prawdziwy talent. I gdzie ta prawda? Jak zawsze gdzieś pośrodku. Dlatego dziś sygnalizuję Wam wirtualną obecność Eiji Risena, byście sami nadstawili ucha i ocenili, czy za jakiś czas warto uczynić to raz jeszcze. Nagrania pokazują, że niewątpliwie poszedł do przodu. Zobaczymy, co będzie dalej. Wszystkie udostępnione wydawnictwa znajdziecie tutaj.

Brak komentarzy: