sobota, 12 marca 2016

Najtrudniejsza decyzja w życiu

Łatwo krytykować religię, gdy samu nie pochodzi się ze środowiska, w którym każdy aspekt codziennego życia jest związany z wiarą. Postrzegając do bólu wierzących za zwyczajnie skrajnych i przez to zaślepionych, śmiało można odwrócić kilka krzyży, pośmiać się z brodatych panów z kałasznikowami lub narysować karykaturę takiego czy innego proroka, zbawiciela i każdego uwzględnionego w wielowątkowej książce, zazwyczaj wydawanej w twardej oprawie. Żarty jednak kończą się, gdy ktoś po latach dochodzi w wniosku, że system wartości, w którym tak karnie go wychowywano, nie jest dla niego. Nagle rozpada się główny pryzmat postrzegania świata. Nie ma już odpowiedzi na wszystko. Człowieka ogarnia zwątpienie w samego siebie i otaczającą go rzeczywistość. Co jest dobre? Co jest złe? Kto mówi prawdę, a kto kłamie? To zaledwie fundamentalne przykłady z setek pytań wciąż rodzących się w głowie kogoś takiego. Kogoś takiego jak Kristina Esfandiari.

King Woman  /  Fot. facebook.com/kngwmn
Co bardziej dociekliwi fani amerykańskiego shoegaze'u mogą pamiętać ją z czasów, gdy stała przy mikrofonie w Whirr. Z kolei fani indie i okolic być może słyszeli o niej w kontekście wydającego teraz regularną płytę Miserable. Jednak jej najbardziej przejmujące oblicze to King Woman, którego debiutancki "Doubt" z początku 2015 r. odbił się szerokim echem nie tylko na niezależnej scenie San Francisco. Ten winyl namieszał głowach fanów rozsianych po całych Stanach Zjednoczonych, skutecznie docierając także do Europy. Powody są dwa, i to najprostsze z możliwych. Pierwszym jest muzyka, a drugim zaś, kto wie, czy nawet nie ważniejszym, bolesne doświadczenia Kristiny, ujęte w poruszających i szczerych do bólu tekstach.  


Słowa czterech nagrań niespełna dwudziestominutowego "Doubt" to zapis traumy czasów dzieciństwa i młodości. Amerykanka wychowywała się w bardzo religijnym środowisku, w którym wszystkie aspekty życia postrzegano przez pryzmat odwiecznego sporu Bóg - Szatan. Demonizowano telewizję, piosenki, szeroko pojętą rozrywkę. To było zło. W pewnym momencie Kristina doszła do wniosku, że nie czuje się z tym dobrze. Zaczęła dostrzegać coś, co było dla niej odpowiednikiem manipulacji emocjami i zachowaniami jej oraz osób współtworzących jej środowisko. Gdy ktoś miał problemy lub nie potrafił czegoś zrozumieć, zrzucał winę na "zło" i dokonywał projekcji na innych członków grupy. Dlatego postanowiła odejść. Dziś przyznaje, że jej opinia na temat jej rdzennego środowiska nie polega na wskazywaniu palcem i obwinianiu konkretnych osób. Bardziej zależy jej, by wszyscy młodzi ludzie myślący podobnie i bojący się mówić o tym głośno, poczuli, że ktoś może ich wysłuchać, że ktoś ich rozumie. To dlatego teksty na "Doubt" są tak przejmujące. Zawierają wszystkie emocje, tkwiące w człowieku podejmującym najtrudniejszą decyzję w dotychczasowym życiu. Decyzję o odejściu.  
King Woman  /  Fot. May Manning / facebook.com/kngwmn
Ponure są teksty, ponura jest i muzyka. Ciężkie, rozmyte i melodyjno-melancholijne brzmienie to dość popularna ostatnimi czasy wypadkowa przyprawionego smolistą czernią post rocka, shoegaze'u, gitarowego noise'u i strunowych eksperymentów. Znamy to doskonale z płyt chociażby Chelsea Wolfie, Ides of Gemini, Darkher, czy Black Mare. Niemniej świadomość treści niesionych przez zapis przemyśleń Kristiny Esfandiari i jej zmagań związanych z porzuceniem wszystkiego, co tworzyło niegdyś jej świat, pozwala na nowo odkryć te dźwięki. W głowie słuchacza rodzi się bardzo wiele pytań. Być może nawet dotyczących rozterek, które do tej pory były mu zupełnie obce. A co jeśli na tę epkę trafi ktoś mający podobne doświadczenia jak wspomina Amerykanka? Wówczas "Doubt" na bardzo długo pozostanie w jego głowie.        


Te cztery utwory to w sumie trzecie wydawnictwo King Woman, ale raczej należy je traktować jako debiutanckie. Wcześniej ukazały się jedynie dwa kasetowe single. Trudno powiedzieć, na ile Kristinie Esfandiari starczy energii i sił, by powracać do traumatycznej przeszłości w potencjalnie kolejnych nagraniach i w konsekwencji na kolejnych płytach. Jeśli nie potraktowała "Doubt" jako jednorazowego katharsis i uzna, że wciąż ma coś w tej mierze do powiedzenia, powinniśmy jeszcze usłyszeć o King Woman. Ale raczej nieprędko. Teraz Kalifornijka z pewnością będzie chciała poświecić się Miserable. Swoją drogą, również warto posłuchać.

Brak komentarzy: