sobota, 24 października 2015

Śmiertelne czasy w Krakowie

Bart z Withing Hour zwietrzył krew. Z pewnością zdał sobie sprawę, że sentyment to zdecydowanie lepszy i łatwiejszy interes niż ciężka i mozolna praca polegająca na wypromowaniu nowego wykonawcy. Inna sprawa, że tego właśnie w większości chcemy my, fani. Szczególnie, jeśli muzycznie wychowywaliśmy się w latach 90., czasach eksplozji ówczesnego metalu i prężnie działającego rodzimego podziemia. Dlatego wszystkie dotychczasowe i planowane przez niego reedycje cieszą się niemałym zainteresowaniem, zarówno wśród młodzieży, jak i tych, których nośniki nie przetrwały próby czasu. Demówki Vader, archwiwa Xantotol, stare nagrania Sacrilegium, Mastiphal i Graveland, wznowienia Damnation oraz zapowiedziane przypomnienie fonografii Mordor - długo można by jeszcze wymieniać. A przecież 1 listopada ukaże mini album Christ Agony, a w ślad za nim dwa dema zespołu Cezarego Augustynowicza. No ale wystarczy. Spośród tych wszystkich zrealizowanych i przyszłych planów jeden ucieszył mnie szczególnie. Debiutancki album krakowskiego Holy Death znów jest dostępny. Trudno o drugą taką rodzimą płytę.

Holy Death w 1996 r.
Wydany pierwotnie 1996 r. "Triumph of Evil?" od dawna był już nieosiągalny, a jeśli nawet, to po zaporowych cenach. Trudno się dziwić, gdyż to znakomita płyta, będąca doskonałą polską odpowiedzią na nieco wcześniej płonące kościoły w Kraju Fiordów. Tę tezę niech zaś potwierdzi fakt wydania krążka przez uznaną norweską Head Not Foud. Inna sprawa, że firma z Oslo nie przyłożyła się za bardzo do jego promocji i o zespole o wiele głośniej było w rodzimym podziemiu za sprawą zaledwie kasety z ramienia Baron Records. Szkoda. Jednak szacunek, uznanie i pamieć na scenie pozostały, dlatego nawet po rozwiązaniu zespołu jego wydawnictwa cieszą się zainteresowaniem, a te najciekawsze są o wiele trudniej dostępne. Dlaczego? Można wymienić dwa powody.


Po pierwsze, muzyka. Holy Death czasu debiutu do majestat, brzmienie i nastrój. Tu nie było byle pędzenia ku uciesze diabła, tylko uważne pochylenie się nad jego ewangelią, co z kolei prowadzi do drugiego powodu. Leszek Wojnicz-Sianożęcki ma nieco oleju w głowie i potrafiłby w cztery oczy wyjaśnić, dlatego najbliższe są mu właśnie takie, a nie inne poglądy. Co więcej, prywatnie sprawia wrażenie osoby otwartej, potrafiącej uśmiechnąć się i mającej dystans do samej siebie. A to przecież nie są takie oczywiste cechy w środowisku pełnym napiętych muskułów i nad wyraz zwartych pośladków. No i jest coś jeszcze. Wokalista Holy Death to wręcz maniak metalu lat 80., aktywnie działający w podziemiu. Wydawał płyty, ziny, dość czynnie wspierając scenę. Takich rzeczy się zapomina.


To wszystko dowiodło szczerości działań popularnego Necronosferatusa i przełożyło się na darzenie go powszechnym szacunkiem. Można nie zgadzać się z jego poglądami, można uznawać je za skrajne i złe, ale po tych wszystkich latach panu Wojniczowi-Sianożęckiemu nikt nie będzie w stanie odmówić konsekwencji, zaś muzyce Holy Death tego, że wciąż potrafi się obronić. To wznowienie to doskonała lekcja dla młodzieży, a dla starszyzny bezcenne wspomnienie jakże muzycznie dobrych czasów. Na koniec dla porządku warto wspomnieć, że reedycja Withing Hour to w sumie drugie kompaktowe ponowne wypuszczenie "Triumph of Evil?". W 2003 r. stało się tak za sprawą Luciforus Art Productions, za którą stał notabene rzeczony wokalista Holy Death. 

2 komentarze:

Greg Thrasher pisze...

Witam jako że to moje pierwsze wizyty tutaj i pierwszy komentarz.
Nie słuchałem twoich audycji bo nie mam dostępu do radia a nie wiem czy są dostępne w Interncie, jeśli tak, możesz podać link,z chęcią czegoś posłucham.
Kilka uwag które mi się nasuwały. Bardzo dobrze że piszesz o polskiej muzyce, zwłaszcza tych zapomnianych demówkach i kasetach. Jest kilka miejsc w Interncie (przeważnie to blogi) gdzie można dotrzeć to ripów kaset z polską muzyką metalową z lat 90., ale już rzadko kiedy ktoś pisze coś od siebie, jeszcze rzadziej jest to jakaś merytoryczna wypowiedź. Tak jakby ludzie tylko ściągali dla samego ściągania, dla zasady aby mieć na płycie czy dysku HD i tyle ale żeby posłuchać albo dalej coś o tym ripie/muzyce napisać to takich miejsc nie ma za bardzo jeśli chodzi o polski metalowy underground lat 90. Twoje pisanie o polskim undergroundzie jest dla mnie tym czego brakuje mi na blogu (http://dorosledzieciblog.blogspot.co.uk/). Często jest tak że jest zwyczajny zalew tych zgrań z kaset i płyt CD i często nie wiadomo co jest naprawdę wartościowe i co warto pobrać aby się z tym zapoznać a przecież nie każda kapela była znana i nie każda kaseta popularna więc kilka słów o samej muzyce czy też jakichś wspomnień z tym związanych zawsze mile widzianych.Także bardzo dobrze że o tym piszesz. Zanim doczekamy się bogatej ilości wznowień materiałów z lat 90. właśnie te ripy kaset i płyt niech nam służą.
Widać że lubisz scenę klimatyczną i raczej takiemu graniu hołdujesz, choć ciekaw jestem twoich opinii na temat np.albumow 'Storm ...' Dissection czy też także szwedzkiego Infernal Gates ' From the Mist of Dark Waters'.W obu przypadkach klimat znakomity, ale całkiem różny od siebie bo też różne rodzaje metalowego grania.
Holy Death nie jest jakąś ikoną black metalu, nawet tego polskiego. Mam wrażenie że najbardziej znanym ich materiałem jest demo ' Abraxas' a debiutancka płyta kompletnie nieznana, a fakt że wydało (ponoć, nie widziałem tej płyty CD na oczy) ją Head Not Found jest zaskakujacy choć z samego wydania nic w sumie poza tym nie wynikło jak myślę. Holy Death zawsze praktycnie klasyfikowane jak black metal, daleko tej muzyce jednak do standardowego black metalu. Wolne tempa, bardziej nacisk na klimat i atmosferę...Leszek Wojnicz-Sianożęcki to zasłużona persona w świecie polskiego metalu a do tego osoba która mocno wspierała scene.

Zapraszam do siebie na swojego bloga o Thrash Metalu - może coś znajdziesz dla siebie - http://forwhoseadventage.blogspot.co.uk/
No i wypadało by poprawić wszystkie nazwy Thrash metalu które pisałeś z trash na Thrash. Trash to śmieci, a Thrash Metal się wźiął od młócenia (perkusji;, ang.thrash znaczy młócić).
Będę zaglądał, jak się uda to chętnie posłucham jakiejś audycji.
Z pozdrowieniami,

Kamil Mrozkowiak pisze...


Cześć

Dzięki za uczciwą lekturę i dobre słowo.

Fakt, mam duży sentyment do klimatów i chętnie wspominam stare czasy. Może komuś młodszemu przypadnie do gustu.

Dissection nieraz pojawiało się w audycji, choć raczej od bardziej "przebojowej" i nastrojowej strony. W dziale "playlisty" daj ctr+f i możesz sprawdzić wszystko z ostatnich 10 lat.

Black metal ma różne oblicza. Ja zawsze ceniłem sobie to bardziej nastrojowe, choć i dobra surowizna także wyzwala dużo emocji, których zwyczajnie czasem potrzeba. Holy Deth cenię bardzo na konsekwencje i klimat. Reedycja była pretekstem do skrobnięcia kilku słów.

Nad samym postem znajdziesz "Odsłuch archiwalnych audycji". Obecnie jest tam ok. 70 z ponad 500 programów.

A co do "trash", celna uwaga. Tutaj nawet błąd powielany tyle razy nie będzie prawdą. Poprawione. Dzięki za zwrócenie uwagi.

Byłem na blogu. Kojarzę go. Szacunek za wiedzę.

Powodzenia i wytrwałości.