wtorek, 11 listopada 2014

Z dalekiego Uralu do Kijowa

W grudniu 2007 r. po raz pierwszy zaprezentowałem Wam skromnie wydaną płytę "Lumikuuro" niejakiego rosyjskiego Kauan, mówiąc, że w tych surowych dźwiękach, o jednoznacznie doom-blackmetalowm rodowodzie, drzemią olbrzymie możliwości. Rok później ukazał się odnotowany już przez zachodnią prasę album "Tietajan laulu". Wówczas coraz więcej osób dostrzegało kompozytorskie umiejętności Antona Belova, które dość gładko przełożyły się na trzy kolejne znakomite płyty, w tym jedną nota bene wydaną przez włoską Avangarde Music. Zespół nigdy nie osiągnął sukcesu komercyjnego, ale jego artystyczny wymiar udanie przełożył się na dużą popularność. Bo jak tu nie zwrócić uwagi na śpiewającego po fińsku rosyjskiego multiinstrumentalistę, który tworzy zarówno piękną jak i ciężką muzykę z pogranicza doom metalu i post rocka? Trudno przejść obok niego obojętnie. Teraz zresztą będzie to jeszcze trudniejsze, zwłaszcza dla starszych fanów zespołu.

Anton Belov w środku  /  facebook.com/kauanmusic
Po przeprowadzce z dalekiego Czelabińska do Kijowa Belov wyraźnie odżył. Jeszcze bardziej rozwinął się jako muzyk, a każda kolejna płyta Kauan wydaje się być lepsza od poprzedniej. Teraz rzecz ma się podobnie, choć zarazem jest i nieco inaczej. Wydana na dniach kompilacja "Muistumia" zawiera siedem na nowo nagranych kompozycji z czasów pierwszej i drugie płyty, z czego jedna z nich w żadnej wersji nie była wcześniej publikowana. Można być sceptykiem wobec takich wydawnictw, sam się do niech zaliczam, ale w tym przypadku warto zapomnieć o uprzedzeniach. 



Co ciekawe, początkowo ta płyta miała trafić w ręce niespełna sześćdziesięciu osób, które prywatnie wspomogły ponowne zarejestrowanie starszych utworów na zasadzie crowdfundingu. Ostatecznie jednak fizyczny nakład "Muistumia" wyniósł tysiąc kopii. Ta kompilacja ma dwa ciekawe oblicza. Po pierwsze, ponowne wejście do studia i profesjonalna produkcja umożliwiły wydobycie całego potencjału drzemiącego w starszych nagraniach. Po drugie zaś, teraz możemy przypomnieć sobie Kauan brzmiący ciężej i mroczniej. Obecnie Anton Belov już nie tak często jak kiedyś korzysta z growlu, skupiając się raczej na czystych wokalach w języku Kraju Tysiąca Jezior. Oczywiście wychodzi mu to znakomicie, niemniej bardzo przyjemnie słucha się dźwiękowego kontrastu, powstałego przez przypominanie sobie minionych czasów tej teraz już rosyjsko-ukraińskiej grupy.



Kauan nigdy nie nagrywał słabych lub przeciętnych płyt. Pierwsza, w najgorszym razie bardzo dobrze się zapowiadała, a od drugiej aż do piątej, czyli wydanego roku temu "Pirut", za każdym razem było już tylko lepiej. Ten zespół ma szalenie charakterystyczny styl. Wymieszanie doom metalu z post rockiem, a także poszerzenie tej syntezy o bogate i bardzo przyjemne dla ucha partie skrzypiec oraz klawiszy, przysporzyło mu sympatyków wszędzie tam, gdzie jest w stanie dotrzeć internet. W kontekście muzyki Antona Belova zawsze powtarzałem, że czasem warto obejrzeć się na Wschód i uważnie nadstawić ucha. W brew pozorom efekty dość często okazują się zaskakujące. Także i tym razem.

Brak komentarzy: