niedziela, 16 listopada 2014

Prędzej w Niemczech niż w Polsce

Muzycy powstałego w Szczecinie God's Bow nigdy nie byli w centrum uwagi. Nie miało znaczenia, że ich płyty oraz pojedyncze nagrania ukazywały się na Zachodzie, że koncertowali u boku uznanych i jak najbardziej kojarzonych w naszym kraju grup. Zazwyczaj rozpoznawalność ich nazwy ograniczała się do wąskiego grona tych, którzy choć raz byli na Castle Party w Bolkowie lub jakimś cudem pamiętają jeszcze drugą edycję tegoż festiwalu na zamku w Grodźcu, gdzie zespół stawiał pierwsze kroki. Czy nowa płyta to zmieni? Raczej nie, a jeśli już to w niewielkim stopniu. Nie dlatego, że dopiero co wydany "Tranqualizer" to słaby album. Wręcz przeciwnie. Sęk w tym, że ta muzyka to u nas wciąż margines. A szkoda.

Koncert God's Bow w Niemczech  /  Fot. Dea / facebook.com/pages/Gods-Bow 
Czwarta studyjna płyta God's Bow nie jest bynajmniej powrotem muzyków, choć trzeba przyznać, że siedem lat to długi okres czasu. Tyle bowiem minęło od ukazania się "Follow" i co poniektórzy z pewnością zdążyli już zapomnieć o tej grupie. Jak się jednak okazało, Agnieszka Kornet i Krzysztof Pieczarka nie próżnowali. "Tranqualizer" to bez wątpienia najdojrzalsze i najciekawsze wydawnictwo będące efektem pracy rzeczonej pary. Wszystkie muzyczne tropy, z których znamy God's Bow, czyli dark wave, elektro, ambient i ethno przeplatają się raz jeszcze, jednak tym razem w nieco innych proporcjach, co w przypadku tego wydawnictwa jest kluczowe.


Poza nielicznymi wyjątkami dominują wolne i średnie tempa oraz wynikające z tego zabiegu spokój i przestrzeń. Z drugiej jednak strony nie ma tu mowy o przesadnej subtelności, mogącej ocierać się o gotycki pop, do czego czasem w przeszłości dochodziło. Jest za to solidna szkoła w postaci standardów wytwórni 4AD, zarówno w warstwie kompozytorskiej jak i produkcyjnej. Właśnie m.in. z tego wynika wspomniane poczucie dojrzałości wszystkiego, co trafiło na "Tranqualizer". Niemniej to przekonanie jest znacznie silniejsze w najbardziej onirycznych utworach. Wówczas głos Agnieszki Kornet wręcz wtapia się w spokojną, niemalże ambientową elektronikę i ma w sobie coś kojącego, czego nie można znaleźć w nieco żwawszych kompozycjach. Jednak na szczęście dla całości tych drugich jest zdecydowanie mniej.


Gdyby muzycy God's Bow nadal mieszkali i działali w Szczecinie, byłoby im znacznie trudniej dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Biorąc jednak po uwagę, że obecnie żyją i tworzą w Niemczech, mają zupełnie inne możliwości. Tam ta muzyka po prostu się sprzedaje. Ludzie chodzą na koncerty i kupują płyty. Zatem w tym kontekście niedawna trasa u boku Deine Lakaien nie może dziwić. Nad Wisłą byłoby to o wiele trudniejsze. Co prawda "Tranqualizer" nie jest płytą przełomową, która z miejsca pobiłaby silną niemiecką konkurencję, ale to na tyle solidne wydawnictwo, że z pewnością zostanie odnotowane po drugiej stronie Odry i być może, nawet brew moim słowom, przysporzy zespołowi w Polsce więcej niż garstkę nowych fanów. Latem przyszłego roku God's Bow wystąpi na Castle Party w Bolkowie. 

Brak komentarzy: